Zbigniew Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie. Zeszyty Literackie, 2004
Przyjechać do Sieny bez wcześniejszego przeczytania słynnego eseju Zbigniewa Herberta o tym mieście, to byłby duży nietakt. W zbiorze pt.„Barbarzyńca w ogrodzie” znajdujemy właśnie barwny opis „flanowania” po mieście, czyli sposobu zwiedzania, praktykowanego przez tego pisarza. My też postanowiliśmy pójść w ślady Herberta, odkładając na bok rekomendacje przewodników:
„Jeśli kogoś bogowie uchronili od wycieczek, jeśli ma za mało pieniędzy lub za dużo charakteru, aby wynająć się przewodnikom, pierwsze godziny w nowym mieście należy poświęcić na łażenie według zasady: prosto, potem trzecia na lewo, znów prosto i trzecia w prawo. Można też jak sierpem rzucił. Systemów jest wiele i wszystkie dobre.”
„ Tylko takie miasta są coś warte, w których można się zgubić. W Sienie można zginąć jak szpilka w stogu siana.”
Nie stresujmy się więc tym, że pobłądzimy i że wędrując „na chybił trafił” bez pomocy mapy przeoczymy jakiś superważny obiekt historyczny. Zaczęliśmy nasz spacer od wypicia aromatycznej kawy tuż za Porta Romana. Obsługiwała nas miła Peruwianka, była więc okazja do powspominania naszej wyprawy na Machu Picchu sprzed kilkunastu lat. Podążając dalej nieregularnymi ulicami miasta położonego na paru wzgórzach i zaglądając po drodze do licznych zaułków, musieliśmy trafić w końcu na najsłynniejszy plac Sieny czyli Il Campo o kształcie „wklęsłej strony muszli”. Nigdzie w świecie nie spotyka się tak oryginalnego kształtu centralnego placu miasta. Zbigniew Herbert zachwyca się nim, ale przede wszystkim podkreśla urodę architektury najważniejszej budowli stojącej przy placu czyli wieży ratuszowej nazywanej Torre del Mangia.
Plac ratuszowy czyli Il Campo otaczają „ półkolem pałace i domy, a czerwień starych cegieł ma kolor zbladłej purpury. Ratusz składa się z trzech doskonale zharmonizowanych brył, przy czym część środkowa jest o piętro wyższa. Jest surowy i sprawiałby wrażenie twierdzy, gdyby nie bardzo muzyczny rytm gotyckich okien z dwiema białymi kolumienkami. Wieża jest wysoka, biała na szczycie jak kwiat, tak że wokół niej niebo nabiega błękitną krwią.”
Niestety, wejście na wieżę było w czasie naszego pobytu niemożliwe ze względu panujące w górze wichry, musieliśmy się więc obejść ze smakiem i zazdrościć Herbertowi tego, co oglądał z tarasu na szczycie:
”… biało-czarna katedra, kościoły, dzwonnice, pałace jak wielkie ciemne kamienie, w powodzi spiętrzonych domów, sieć wąskich ulic, oplątujących trzy wzgórza i zagęszczających się wokół Il Campo jak zmarszczki wokół oka. Widać także bramy i mur nie opasujący miasta ściśle, ale wiszący na nim jak pas brzuchacza, który bardzo schudł.”(…)
„Między niebem a ziemią napięta struna. Taka chwila daje dojmujące uczucie zastygłej wieczności., Ziemia będzie krążyć ze mną, nieważnym eksponatem kosmicznego muzeum figur woskowych, którego nikt nie ogląda.”
Nietrudno jest w Sienie przeoczyć również Piazza Duomo ze słynną katedrą pod wezwaniem Świętej Marii (Santa Maria Asunta). Znajduje się parę uliczek od placu Il Campo. Stajemy przecież oko w oko z jedną najpiękniejszych budowli na świecie. …twórcy fasady, a wśród nich Giovanni Pisano, zrobili wszystko, aby utrzymać nas w stanie estetycznej febry – pisze Herbert. Nas także zastany widok ogromnego placu z katedrą zapiera dech w piersi. Kompleks obiektów do zwiedzania razem z katedrą Włosi reklamują nieprzypadkowo jako Divina Belezza czyli boskie piękno.
Herbert: „Wielu historyków sztuki twierdzi, że katedra sieneńska jest najlepszą budowlą gotycką Italii. Ale Francuzi, z przekąsem i źle ukrywanym zgorszeniem, mówią, że ich styl — gotyk — jest na Półwyspie Apenińskim właściwie romańszczyzną, w której zastosowano sklepienie krzyżowo-żebrowe.”
Pisarz, który wyrobił sobie wcześniej smak gotyku w zetknięciu z katedrami Ile-de-France i innymi francuskimi budowlami jest zaskoczony zastaną odmiennością, ale i szczególną urodą włoskiej odmiany gotyku. Recepcje w kulturze nie odbywają się na szczęście trybem fotograficznych odbitek – konkluduje pisarz.
Po przeszło półgodzinnym staniu w kolejce po bilety wstępu dostajemy się w końcu do wnętrza katedry. Bogactwo sztuki już po przekroczeniu progu może przyprawić o zawrót głowy – marmurowe posadzki w geometryczne wzory i pełne biblijnych ilustracji wykonanych przez najlepszych sieneńskich artystów, imponujące rzeźby i obrazy, bajecznie kolorowe freski. To w całości rzeczywiście nie pasuje do surowych, ascetycznych wnętrz oglądanych już przez nas gotyckich świątyń np. w Niemczech.
W Bibliotece Piccolomini w bocznej nawie katedry podziwiamy piękny i jakże barwny cykl kilkunastu fresków przedstawiających 10 scen z życia świeckiego i religijnego papieża Piusa II – rodowitego Toskańczyka. Zaglądamy do „Ogrodu barbarzyńców”, aby sprawdzić czy na Herbercie też zrobiły wrażenie. Miał on przecież na punkcie fresków we Włoszech i ich najwybitniejszych twórców niemalże bzika i znał się na nich lepiej niż niejeden zawodowy historyk sztuki. Ale tym razem zaskoczenie, poeta nie podzielał naszego zachwytu, autora tych fresków Pinturicchiego uważał co najwyżej za interesujące.
Uwielbiał sieneńskich mistrzów, takich jak Giotto czy Ducchio. …po Ducchiu nie ma się ochoty oglądać nic więcej”, pisał. Idziemy więc za wskazówką poety do Muzeum Opery, wchodzącego w skład kompleksu katedralnego, gdzie znajduje się Sala di Ducchio, a w niej arcydzieło malarskie „Maesta” (w centralnej części Madonna tronująca z dzieciątkiem). Herbert: Blask tego dzieła jest tak niezwykły, że wsadzone do piwnicy świeciłoby jak gwiazda. Słynny obraz stanowił do roku 1505 główny ołtarz katedry, ale potem został rozebrany na części i dopiero w XVIII wieku trafił szczęśliwie do muzeum, chociaż już nie w całości.
Po obejrzeniu dziesiątków obrazów i rzeźb i po tak mocnej dawce wrażeń czas wreszcie odetchnąć. Ustawiamy się na ostatnim piętrze muzeum w kolejnym długim ogonku. Tym razem czekamy na wejście do górnego niedokończonego fragmentu murów katedry, … której stropem jest niebo. Budowę tej części zaczęto w 1339 roku, bo potężna katedra wydała się nie dość wielka i wspaniała, więc chciano, aby w powiększonej budowli „nasz Pan Jezus Chrystus i Jego Najświętsza Matka, i dwór niebieski byli czczeni i błogosławieni, a także, aby samorząd miejski był wiecznie podziwiany”. Piękny obraz mistycyzmu, ożenionego z ambicją rajców.”

Po lewej – widok sieneńskiego ratusza z XV wieku namalowany przez Sano di Pietro (1406-1481) – w zbiorach Muzeum Opery; po prawej – Siena widziana z tarasu niedokończonej katedry
Niestety, dzieło nie zostało nigdy dokończone (wybuchła epidemia ospy, popełniono liczne błędy konstrukcyjne). Zachował się jedynie fragment wysokiej konstrukcji, na którym zaaranżowano dzisiaj punkt widokowy nazywany Panorama dal Facciatone. Jednak nigdy nie zdecydowano się rozebrać pozostałości budowy, ponieważ – jak pisze Herbert – marzenia bywają wieczne.
Na ocalałej konstrukcji zmieścił się jedynie wąski przesmyk – coś w rodzaju korytarza – na który wchodzi się w kilkunastoosobowych grupach i to tylko na kilkanaście minut. Zbyt długie delektowanie się panoramą miasta zostało nam brutalnie przerwane przez pracownika muzeum Opera, bo następna grupa już czekała pod drzwiami.
A warto było tam wejść, bo dopiero stamtąd zobaczyliśmy w pełnej krasie strukturę starego miasta („Siena jest miastem trudnym. Słusznie porównywano ją do tworów przyrody – meduzy albo gwiazdy. Plan ulic nie ma nic wspólnego z „nowoczesną” monotonią i tyranią kąta prostego.”)
Natomiast o charakterystycznej barwie średniowiecznych murów Sieny Herbert napisał: „Słońce rzuca długie cienie. Zachód ceglanym domom dodaje ognia.” Dominujący w mieście kolor doczekał się swojego miejsca w oficjalnym wzorniku – figuruje tam z numerem 97451 pod nazwą sjena palona (średnio jasny odcień czerwono-pomarańczowy). Na pamiątkę pobytu można więc kupić sobie puszkę sjeny palonej, wymalować ściany swojego pokoju i pomarzyć o Sienie.

Bazylika św. Dominika w Sienie
Herbert w swoim eseju pisze nie tylko o oglądanych zabytkach sztuki, swoje uwagi przeplata podpatrywaniem życia codziennego na ulicach Sieny. Wydawałoby się trywialne sceny uliczne nabierają pod piórem poety i pisarza niezwykłego blasku – są pełne pogodnej ironii, metafor poetyckich i błyskotliwych porównań. Oto jeden z wielu przykładów:
„Przewodnicy krzykliwie poganiają stada turystów. Spoceni farmerzy z dalekiego kraju filmują każdy kawałek muru, który wskazuje objaśniacz, i posłusznie wpadają w ekstazę dotykając kamieni sprzed kilku wieków. Nie mają zupełnie czasu na oglądanie, tak bardzo pochłonięci są fabrykowaniem kopii.”
Poeta lubi też zaglądać do sieneńskich kawiarni i trattorii, gdzie smakuje tradycyjne włoskie potrawy i oczywiście próbuje toskańskich win:
„Na początek zamawiam spaghetti. Potrawa ta, jak wiadomo, podawana jest jako entree, stanowi więc wstęp do właściwego posiłku. Francuzi zaczynają od podniecających przystawek, Włosi postępują rozsądniej, zgodnie z naturą swojej wyśmienitej kuchni, która jest chłopska, solidna i pożywna. Filozofia gustu na półwyspie polega na tym, że naprzód możliwie szybko należy zaspokoić głód, a potem dopiero myśleć o wrażeniach smakowych.” (…)
„Proszę patrona trattorii o lepsze wino. Przynosi zeszłoroczne chianti z własnej winnicy. Mówi, ze jego rodzina ma tę winnicę od czterystu lat i że jest to najlepsze chianti w Sienie. Teraz patrzy na mnie zza lady, co będę robił z tym cennym trunkiem. Należy nachylić szklankę, aby zobaczyć, jak płyn spływa po szkle, czy nie zostawia śladów. Następnie podnosi się ją do oczu (…) i kontempluje się jak chińskie morze pełne korali i alg. Trzeci gest — zbliżyć brzeg szklanki do dolnej wargi i wdychać zapach mammola — bukietu fiołków oznajmiających nozdrzom, że chianti jest dobre.(…) Wreszcie — ale unikając barbarzyńskiego pośpiechu — wziąć w usta mały łyk i językiem rozetrzeć ciemny, zamszowy smak na podniebieniu. Uśmiecham się w kierunku patrona z uznaniem. Nad jego głową zapala się wielka lampa radosnej dumy. Życie jest piękne i ludzie są dobrzy.”
Nam niestety Siena będzie zawsze kojarzyć się także z najgorszą w życiu pizzą, jaką zjedliśmy w ojczyźnie tej sławetnej potrawy. Oddając się całkowicie „flanowaniu” po uliczkach uroczego miasta, zapomnieliśmy o tym, że włoskie restauracje serwują lunch tylko do 15.00. Gdy poczuliśmy głód, było już za późno i ratowaliśmy się w ostatniej chwili kawałkami pizzy w jakimś jeszcze otwartym przypadkowym barze. Ale ten kulinarny koszmar, jaki doświadczyliśmy w przepięknej Sienie, musiał najprawdopodobniej wydarzyć się jako nieodłączny element sposobu zwiedzania miasta zalecanego tak gorąco przez autora „Ogrodu barbarzyńców”.

Tę tablicę ufundowały władze Sieny na pamiątkę pobytu Zbigniewa Herberta w tym mieście.
Dodaj komentarz