Zapiski z podrózy dalekich i bliskich

Feria de Abril czyli festiwal radości życia. Notatki z Sewilii (Hiszpania)

W Sewilli zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia – miasto ma w sobie wiele z klimatów naszego Krakowa. Byliśmy tu już parokrotnie , za każdym razem odkrywamy coś nowego. Samo odwiedzenie najsłynniejszych zabytków takich jak Giralda  czy przechadzka po  ogrodach Alcazar   to zaledwie muśnięcie tego co Sewilla może oferować. Poza licznymi zabytkami miasto to ma jeszcze swoje bogate wnętrze – składa się na nie  niepowtarzalna atmosfera oraz styl życia tutejszych mieszkańców.

Zapomnij o pracy, niech żyje zabawa

Nasz przyjazd do Sewilli  w kwietniu  był chyba najlepszym terminem do odkrywania duchowych klimatów w  tym mieście. Odbywało się wtedy , dokładnie w dwa tygodnie po Wielkiej Nocy, słynne święto Feria de Abril trwające – aż trudno w to uwierzyć – prawie cały tydzień. Tysiące sewilczyków przebierają się   w  niezwykle barwne stroje flamenco, mężczyźni w czarne stroje dawnych caballeros  i   wszyscy udają się do ogromnego parku rozrywki nad  rzeką Gwadalkiwir w dzielnicy Los Remedios, aby  bawić się  potem do późnych godzin nocnych w specjalnie urządzonych  knajpkach pod  otwartymi namiotami (nazywanych tu casetas) popijając sherry i  manzanillę oraz tańczyć do upadłego flamenco lub sevillanę (uproszczoną wersję tego tańca).

To jest główna brama wjazdowa na teren Feria de Abril

Konie też noszą paradne uprzęże

W czasie tych kilku dni  życie w centrum Sewilli prawie zamarło. Firmy skracają czas pracy dla pracowników lub w ogóle ogłaszają wolne, restauracje i sklepy za wyjątkiem nielicznych zamykane są przed czasem. Nawet  jednostka wojskowa, w której pracuje Jose, lekką ręką wydaje więcej przepustek niż dopuszczają to regulaminy . Być może Sevilla  staje się w tych dniach najsłabszym ogniwem w NATO, aż dziwne że wrogowie jeszcze tego  nie wykorzystali.

Cieć nie  chciał  nas wpuścić bez  zaproszenia

Mieszkamy w samym centrum miasta, stąd do parku rozrywki jest  tylko parę km. Idziemy więc pieszo, mijając po drodze grupki  sewilczyków i turystów podążających w tym samym kierunku jak my.  Gdy dojdziemy do odświętnie przystrojonej bramy głównej – Portady, która  stanowi istotny element Ferii, jest już tłocznie i gwarnie. Tu spotykają się  zazwyczaj grupy znajomych, aby potem już razem  pójść  na teren parku.

Za bramą na powierzchni ponad 1 km kwadratowego rozciąga się  namiotowe  kolorowe miasteczko liczące ponad 1000 tzw. casetas. Namioty z brezentu mają przeróżne kształty  i rozmiary,  ustawione rzędami tworzą w sumie  kilkanaście krzyżujących się uliczek. Każda z nich ma swoja nazwę – często są to nazwiska słynnych lokalnych toreadorów.

Na początku próbujemy się wkręcić do środka co bardziej reprezentacyjnych pawilonów, ale  na naszej  drodze staje zawsze cieć domagający się okazania zaproszenia. Myśleliśmy naiwnie, ze można takie zaproszenie gdzieś kupić. Niestety, żadnych kas z biletami wstępu tu nie ma. Do przeważającej większości casetas  nie ma wolnego wstępu, trzeba mieć specjalne zaproszenie od  fundatora  –  np. firmy lub prywatnej osoby wydającej  przyjęcie dla grona rodziny i przyjaciół albo dowolnego stowarzyszenia, klubu flamenco itp., w którym płaci się regularnie składki  specjalnie z myślą o  udziale w tym niezwykłym święcie.

Cieć nie wpuszcza nas do „caseta”bez zaproszenia

Pozostaje nam się  cieszyć  się z tego jak się cieszą inni.

Przyjmujemy więc pokornie rolę biernych podglądaczy  Feria de Abril  i zaglądamy „przez okno” do wybranych casetas .Pozostaje nam się  cieszyć  się z tego jak się cieszą inni.

Każdy pawilon jest wyposażony w bar, kuchnię oraz sprzęt nagłaśniający, z którego płyną nieustannie dźwięki flamenco,  kelnerzy serwują od południa do  późna w nocy drinki , tapasy oraz inne andaluzyjskie specjały. Jest też zawsze kawałek parkietu – „tablao” gdzie goście mogą tańczyć. Podobno niektórzy uczestnicy  Feria de Abril , po to, aby lepiej wchłonąć atmosferę tego lokalnego święta , zapisują się wcześniej  na  krótkie kursy  seviliany – tego charakterystycznego dla Sewilli lokalnego rytmu tanecznego.

Parada jeźdźców i konnych bryczek

Tylko  do kilku   casetas  jest wstęp wolny. Dlatego nazywają się casetas publicas. Takich gości bez zaproszenia jak my kręci się wokół sporo , więc musimy odczekać parę kwadransów aż zwolni się jakiś stolik.  W końcu mogliśmy usiąść i  przy  kieliszkach wina rioja mamy teraz przyjemność podziwiać z bliska jak  obok  tańczy sevilianę para Hiszpanów Ten taniec jest wprost stworzony do przepędzania stresów codziennego dnia. Czujemy jak w tańczących wstępuje wulkan energii, jak emanują z nich emocje. Aż nieswojo tak dłużej siedzieć w bezruchu. No i  bez posiadania  odpowiedniego sewiliańskiego stroju..

Patrzymy w stronę uliczki, podziwiamy z zazdrością tradycyjne stroje , które najpiękniej się prezentują  u konnych jeźdźców, ich partnerek  oraz pasażerów konnych bryczek.”Traje corto” –  obcisły kostium składający się z dopasowanych spodni i krótkich żakietów oraz kapelusze z szerokim rondem. Kobiety natomiast zakładają „traje de gitano„, stroje cygańskie lub sukienki do tańca w ostrych kolorach, we włosach mają wpięte kwiaty , w ręku trzymają barwne  wachlarze.

Do spragnionych caballeros podchodzi kelner z poczęstunkiem

W alejkach pomiędzy casetas paradują również pojedynczy caballeros ze swoimi partnerkami

Alejkami pomiędzy    casetas przesuwają się dziesiątki  paradnych powozów, bryczek i  pojedynczych jeźdźców na koniach. Gdy  caballeros chcą się napić piwa lub posilić się, nie schodzą z koni, natychmiast pojawiają się przy nich kelnerzy. Na zawsze pozostaną nam w uszach dźwięki kojarzące się z Feria de Abril  – stukot paradujących z wolna bryczek i jeźdźców oraz  cygańskie melodie dobywające się niemal z każdego pawiloniku.

Zabawowi handlarze bydłem

Choć Feria de Abril znaczy „targi kwietniowe”, impreza w Sewilli  nie ma dzisiaj w najmniejszym stopniu nic wspólnego z targami , jarmarkami  czy   komercyjnymi festynami, jakich pełno także we współczesnej  Hiszpanii, gdzie można kupować  jakieś produkty  regionalne. Ta nazwa jest już tylko wspomnieniem – pozostałością historyczną po targach bydła, jakie organizowano w Sewilli w II połowie XIX wieku. Handlarze przyjeżdżali wówczas do Sewilli na kilka dni i  spędzali noce na targowisku, które początkowo znajdowało się w zupełnie innym miejscu. Handlowcy po żmudnych całodziennych negocjacjach pragnęli się zabawić, na placu obok kojców z bydłem i namiotów pojawiła się zabawa: biesiady, śpiewy i tańce przy dźwiękach flamenco. Z czasem  handel bydłem w Sewilli zanikł, pozostała natomiast do dzisiaj tradycja radosnego sposobu spędzania wolnego czasu.

Ta Cyganka sprzedająca goździki nie wygląda na szczęśliwą– może liczyła na większe obroty a może ubolewa nad tym, że dawny cygański taniec został zawłaszczony dzisiaj przez nie-cyganów.

Spotkanie sewilskich przyjaciółek pod jedna z „kaset”

Po tych kilku dniach  wchłaniania atmosfery Feria de Abril  zmieniłem swoje początkowe nastawienie.To nie jest żadna marketingowy  pokaz dla turystów, to  Święto jest organizowane głównie dla zaspokojenia natury zabawowych sewilczyków. Nasza córka Magda , która w Sewilli mieszka już prawie 10 lat, spotkała się w swojej pracy z  poglądem, ze jest to hiszpańska wersja polskiego „zastaw się a postaw się”.  Nawet jeżeli jest w tym trochę  prawdy, to taki przejaw  egoizmu  nie  przesłania ogromnej radości życia  jaka eksploduje w tych dniach u setek tysięcy Hiszpanów. Według różnych szacunków w tej wielkiej fieście  może uczestniczyć  nawet kilkaset tysięcy osób. Turyści są w przeważającej mniejszości – dla nich jest zaledwie kilka casetas publicas.

Panie siedzą bokiem na koniach, trzymając się jedną ręką za pas swoich  jeźdźców

Kryzysy nie psują zabawy

Raczej rzadko można oglądać  w dzisiejszych czasach taką ekspresję autentycznej zabawy, muzyki i dobrego nastroju jak w tych dniach w Sewilli .Hiszpanom kryzys nie przeszkadza wcale cieszyć się życiem. Co więcej Feria de Abril jest jakby odświętną kondensacją  tego stylu życia , jaki można podziwiać w Sewilli  niemal codziennie wieczorem, a zwłaszcza w weekendy, gdy sewilczycy wylegają po pracy  tysiącami na ulice  i okupują do późna w nocy dziesiątki  ulicznych knajpek, pijąc wino i piwo oraz głośno dyskutując z rodzinami czy znajomymi. Radość z życia i umiejętność cieszenia się nim widać tu niemal na każdym kroku. Tego święta nie da się porównać z żadnym innym w Europie. Byłem parokrotnie na słynnym Oktoberfest w Monachium ale odniosłem wrażenie że jest to tylko festiwal obżarstwa i opilstwa –  bardzo ubogi, bo bez tego co zobaczyliśmy i usłyszeli w Sewilli.

 

Panie usiądą za chwilę w powozach i  będą kusić fanów podczas parady.

Te strojne sewilianki nie mogą doczekać się na swoich partnerów

Podczas święta również w centrum Sevilli można podziwiać występy grajków i tancerzy. Powyższych muzyków spotkaliśmy pod słynną katedrą Najświętszej Marii Panny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.