Stare dęby i rozległe pastwiska, na których objadają się żołędziami świnki rasy iberyjskiej, to dominujący element w krajobrazie Araceny. Trzeba tu przyjechać, aby zrozumieć, dlaczego Hiszpanie wytwarzają najdroższe i najsmaczniejsze szynki na świecie.
***
I znowu jesteśmy w przepięknej Andaluzji. Z samolotu tuż przed lądowaniem w Maladze wypatrujemy znajome nam z wiosennego pobytu okolice Sierra de Almijara . Może uda nam się gdzieś wypatrzyć skalne wzgórze Marchamony, skąd przywieźliśmy tak wiele ciepłych wspomnień?
Do Sewilli mamy jeszcze ponad 250 km, wsiadamy do wygodnego pociągu, 23 euro od osoby. Czyściutko , są tylko 3 wagony ale pociąg jest pełny. Przy wejściu na perony zaskakuje nas kontrola bagaży i ich prześwietlanie. Dopiero kilkanaście minut przed odjazdem możemy wsiadać do wagonu. Praktyka podobna jak w portach lotniczych wymuszona względami bezpieczeństwa.
Przystanek Sevilla
Tradycyjna przechadzka wąskimi uliczkami po starej Marakenie. Jak zawsze cieszy architektura różnokolorowych kamieniczek z tarasami na samej górze tak typowymi dla Sewilli. I liczne kawiarenki oraz restauracje , teraz w porze popołudniowej jeszcze pustawe. Natomiast smuci widok pozaciąganych żaluzji sklepowych, na których widnieją koszmarne bohomazy lokalnych graficiarzy.
Przed wejściem do Katedry Najświętszej Marii Panny w Sewilli
Wieczorem koncert flamenco w tym samym pobliskim domu kultury, gdzie już w ubiegłym toku byliśmy na podobnej imprezie. Organizatorem jest lokalna peña – mały prywatny klub skupiający miłośników tradycji flamenco, który nie ma ambicji komercyjnych .Tańczyła Japonka Eri Fukuhara. która już od 10 roku żyje w Sevilli i kończyła tutaj szkołę baletową. Pokazała rzeczywiście techniczną wirtuozerię, uwaga publiczności nie była przypadkowo skupiona na jej butach wyczyniających cuda w rytmie flamenco. Brakowało za to najbardziej hiszpańskiej duszy, bo przecież flamenco jest przede wszystkim emanacją stanów duchowych tancerzy i tego nie da się wyuczyć nawet w najlepszych szkołach baletowych. To można otrzymać tylko w genach wywodzących się z tej ziemi, z tej kultury, co właśnie pokazał piosenkarz hiszpański o nazwisku Gil ,towarzyszący Japonce podczas koncertu. Nawet piękny strój flamenco oraz wyrazisty makijaż mający pomniejszyć skośność oczu Fukuhary nie były w stanie pomóc tancerce.
Cuda w grocie
Sewilla była tylko miłym przystankiem w naszej dalszej podróży po Andaluzji. Mieliśmy zamiar poznać górzysty rejon Sierra de Aracena y Picos de Arocho , na północ od Sewilli , gdzie znajduje się park narodowy o tej samej nazwie. Jest to bardzo popularna dla sewilczyków baza wypadowa na weekendy.
Aracena stanowi doskonałe weekendowe zaplecze dla mieszkańców Sevilli – łagodne góry i wzgórza pachnące żołędziami
Z trudem odnaleźliśmy wioskę El Paralejo, leżącą 7 km od drogi łączącej Sevillę i Aracenę. Właściciel wynajętego domku poinstruował nas, co gdzie i jak funkcjonuje w jego posiadłości, po czym szybko odjechał do Sevilli, gdzie mieszka. Domek był murowany i zbudowany na fundamentach ruiny sprzed paruset lat. Ale była to luźna adaptacja, w niewielkim stopniu nawiązująca do starych domów wiejskich w okolicy. Osobiście bardziej kojarzyła mi się z fragmentem jakiejś obronnej budowli z basztą pośrodku. W dodatku bezpośrednie otoczenie było mało ciekawe, inaczej to wyglądało na zdjęciach w Internecie wśród ofert AIRNB. Natomiast wnętrze było bardzo eklektyczne – mieszanka stylu rustykalnego z mieszczańskim.
Nasz stary domek widziany z sąsiedniego wzgórza.
Ponieważ pochmurna pogoda nie zachęcała do spaceru po okolicy, pojechaliśmy autem do Araceny, stolicy tutejszych gór, pięknie połoonego białego miasteczka u stóp wzgórza z potężnym zamkiem należącym niegdyś do templariuszy. Aracena słynie z podziemnych jaskiń z niezwykłą kolekcją stalaktytów i stalagmitów, wejście do nich znajduje się – i to jest niezwykłe – w samym centrum miasta. Gdy lunął deszcz , nie namyślaliśmy się długo i szybko znaleźliśmy schronienie w atrakcyjnych podziemiach miasta. Rzeczywiście, to co zobaczyliśmy, przeszło nasze wszelkie wyobrażenia: prawie pół kilometra spaceru korytarzem łączącym 12 potężnych jaskiń , wśród niezwykłych fantastycznych , baśniowych tworów przyrody , która wyrzeźbiła te wszystkie cuda w wapniowych skałach w ciągu kilku milionów lat. Nie jest więc przypadkiem, ze jaskinia nazywa się Jaskinią Cudów – Gruta de las Maravillas.
Jaskinia Cudów pod miastem Aracena – Gruta de las Maravillas
Podczas lunchu w lokalnej restauracji spotkaliśmy grzybiarza z koszykiem czerwonych grzybów przypominających nasze muchomory ale bez białych kropek. To widomy znak, że w górach Aracena zaczął się grzybowy sezon. Te czerwony grzyby nazywają się tanas i są największym przysmakiem miejscowej kuchni.
To nie muchomory ale grzyby tanas – największy przysmak miejscowej kuchni.
Kozie serki z Monte Robledo
Farma ekologiczna Monte Robledo zajmującą się hodowla kóz i wyrobem serów znajduje się niedaleko Araceny, Właściciele wpadli na świetny pomysł , aby organizować w dni świąteczne warsztaty serowarskie. Jose dowiedział się o tych warsztatach w firmowym sklepie należącym do farmy zlokalizowanym w samym centrum Araceny i natychmiast podjął decyzję o wzięciu w nich udziału. Ja oczywiście też się zapisałem, bo jak nie skorzystać z takiej okazji. Właścicielka fermy pokazała nam w ciągu kilku godzin , jak produkuje się kozie sery, które spełniają wszelkie wymogi ekologiczne. Nie jest to trudne, ale wymaga cierpliwości. Dominują tradycyjne prace ręczne, surowcem jest świeże mleka kozie (udój musi być z tego samego dnia). Kozy pasą się na podgórskich łąkach Sierra de Aracena i są dokarmiane paszami naturalnymi (w kojcu podczas karmienia kóz widziałem mieszaninę zbóż i ziaren kukurydzy).Warzenie sera odbywa się w temperaturze około 30 stopni – wspomagane jest specjalnym wywarem z rośliny pochodzącej z tutejszych gór. Ziołowa mikstura przyspiesza oddzielanie się serwatki i twarogu. Praktyczna część warsztatów polegała właśnie na tym , że każdy z uczestników próbował samodzielnie w specjalnych pojemniczkach warzyć twaróg ze świeżego koziego mleka.
Kozy z Monte Robledo są dokarmiane w zagrodzie ziarnistą paszą
Twaróg formowany w koszykach ( szkoda że plastikowych ,a nie z materiałów naturalnych) dojrzewa następnie przez 2 miesiące, sery nabierają w tym czasie odpowiedniego smaku i zapachu. Także w wyniku dodawania naturalnych ziół. W trakcie dojrzewania sery są też „kąpane” przez 14 dni w oliwie z oliwek. Teraz już wiem , dlaczego niektóre tutejsze kozie serki mają taki nieziemski smak.
Grzybobranie po hiszpańsku
W Polsce nie można sobie wyobrazić grzybobrania bez lasu. Tutaj w parku Aracena typowych lasów prawie nie ma, grzyby zbiera się więc wzdłuż dróg polnych oraz wokół plantacji dębowych, najczęściej grodzonych siatką przed intruzami. Rzadziej spotkać można skrawki ziemi niczyjej. Jeśli już na takie natrafiliśmy, były mocno zarośnięte kolczastymi krzewami i trudno się było przez nie przedrzeć. Najwięcej dużych kompleksów leśnych znajduje się w środkowozachodniej części Hiszpanii, ale tam – jak donosiła tutejsza prasa – po raz pierwszy w tym roku wprowadzono bilety wstępu dla miłośników grzybów. Kosztują po 10 euro, zniżka jest tylko dla lokalnych mieszkańców. W ten sposób Hiszpanie bronią się przed jesiennymi najazdami grzybiarzy, którzy nadmiernie eksploatują runo leśne w kraju tak rzadko porośniętym lasami.
Jose jeszcze nigdy nie zbierał tutaj grzybów , ale widok spotykanych po drodze ludzi z pełnymi koszami tak go zachęcił, że namówił nas na wypróbowanie jednego z grzybowych szlaków w okolicach Araceny. Przeszliśmy około 5 km z wioski Corterangel do Cortelazor i z powrotem. Nagrodą było kilkanaście grzybów, znalezionych niemal przy drodze, w tym mnóstwo tutejszych prawdziwków, bardzo podobnych zresztą do naszych. Kilka okazów okazało się trujących, na co zwrócił nam uwagę spotkany po drodze stary lokalny grzybiarz. Mieliśmy szczęście, bo mimo pochmurnego nieba, nie spadła nawet kropla deszczu. A widoczność była bardzo dobra, mogliśmy podziwiać w pełnej krasie krajobrazy parku narodowego . W tutejszej naturze dominowały niepodzielnie dwa gatunki – dęby oraz kasztany.
Jose jest dumny ze swojego pierwszego grzybobrania w Aracenie
Wędrówki z przeszkodami
Postanowiliśmy – zgodnie z naszym tradycyjnym zwyczajem – poszukać w okolicy najwyższego wzniesienia, aby obejrzeć panoramę okolicy i stamtąd zrobić zdjęcia naszej wioski oraz domku, w którym mieszkamy. Dopiero z góry było widać , jak nasza wioska jest maleńka, wciśnięta w dolinę miedzy wzgórza pokryte starymi dębami. Nasz dom z kamienia przycupnął gdzieś na końcu wioski i ledwo było go widać.
Nie ma w naszej okolicy oznakowanych szlaków pieszych , więc ryzykujemy błądzeniem. Czasem wyrastają przed nami przeszkody – bramy, na których właściciele nie zakazują przejścia, ale proszą uprzejmie o ich zamykanie . Wędrujemy wiec w poprzek prywatnych posesji. Pod jedną z bram spotkamy nawet miłego właściciela, który pozwolił nam przejść się po jego terenie, prosząc o zamkniecie wrót w drodze powrotnej. Doszliśmy do zagrody, w której pasło się prawie z 20 czarnych prosiaków słynnej na tych terenach rasy iberica. Jadwiga zgodnie ze swoim macierzyńskim i opiekuńczym instynktem rzuciła im na powitanie parę garści żołędzi. O mało nie oszalały ze szczęścia i niemal nie rozwaliły ogrodzenia. Te czarne świnki to tutejszy tradycyjny gatunek, który w ciągu minionych stuleci idealnie dostosował się do życia w warunkach panujących na zachodzie Andaluzji, gdzie dominuje tzw. dehesa. Tak nazywają się tutejsze rozległe zielone pastwiska , na których rosną różne rodzaje dębów, najczęściej tzw. ostrolistne i korkowe a pod nimi gromadzą się przysmaki dla świnek .
Tutejszy krajobraz rolniczy jest bardzo nietypowy. Nie widać pól oranych pod uprawy pod zboża. Widzimy tylko setki hektarów porośniętych dębami w różnym wieku i różnymi krzewami. Stare drzewa przybierają fantastyczne kształty, podobnie jak stare oliwki.
Sprawdzamy czy tym iberyjskim świnkom smakują żołędzie zebrane po drodze
Takie żołędzie w karmie świnek decydują o wspaniałym smaku jamon iberico
Mimo jesieni możemy jeszcze rozkoszować się zapachami przyrody. Najsilniej daje znać osobie oleander, ale nie kwiaty, bo te już dawno uschły, ale liście , które pokryte są słodkawą lepką mazia. Na jednym ze wzniesień niemal na środku polnej drogi zaskoczył nas dywan dziko kwitnących zimowitów. W Polsce spotkać je można tylko w wersji ogrodowej . Tuż pod wioską pod murem znaleźliśmy parę prawdziwków i jednego grzyba tana, którego bardzo łatwo , i tym razem bez uprzedzeń, potrafiliśmy już rozpoznać po doświadczeniach grzybowych z poprzednich paru dni.
Kanapki smakują najlepiej po kilku kilometrach marszu.
Podczas śniadania na trawie towarzyszył nam okazały paź królowej
Wino trójki przyjaciół
Miła niespodziankę sprawił nam hiszpański sąsiad mieszkających za murem , gdy zapukał i podarował nam dużą torbę z pomarańczami i cytrynami zerwanymi z jego własnego ogrodu. Były tam także 3 smaczne a nam wcześniej nieznane tutejsze pomarańczowe owoce o nazwie kaki. Jeromino, siwawy mężczyzna po 50-tce, władał dosyć dobrze językiem angielskim. Udzielił nam także kilku praktycznych porad i wyjaśnił dlaczego w Paralejo nie ma żadnego sklepiku spożywczego. Także w sąsiednich wioskach nie natknęliśmy się na jakikolwiek punkt handlowo- usługowy. Po prostu do tych maleńkich wiosek rozrzuconych rzadko wśród wzgórz co parę dni podjeżdża wędrowny sprzedawca z chlebem, a w soboty także z innymi produktami spożywczymi. Takie rozwiązanie narzuca tutaj rachunek ekonomiczny.
Po przejściu około 10 km w okolicach Castano del Robledo zjedliśmy przepyszny obiad w jednej podobno z najlepszych restauracji w górach Aracena – w Maricastano. Bez wcześniejszej rezerwacji nie byłoby to możliwe, bo lokal jest bardzo mały , obsługuje go ledwie 5 osób łącznie z zatrudnionymi w kuchni i cieszy się bardzo dobrą sławą. Wybraliśmy lokalne przysmaki z czarną wieprzowiną oraz jagnięcinę. Mięsa musiały być wcześniej marynowane w ziołach przez kilka godzin, bo dosłownie rozpływały się w ustach. W dodatku zapijaliśmy te pyszności lokalnym winem Bemoles, które smakowało wybornie do podanych mięs . Na etykiecie przeczytaliśmy ,że jest to dzieło trójki przyjaciół smakoszy wina, którzy postanowili stworzyć coś nowego, co oddawałoby ich charaktery. Sądząc po nazwie wina muszą być jednocześnie miłośnikami dobrej muzyki. Wino jest mieszanką 2 szczepów Syrah i Merlot i stanowi rzadkość w Andaluzji słynącej głównie ze słodkich win i typu sherry.
Bellota – królowa szynek
Dalszy ciąg atrakcji kulinarnych czekał nas jeszcze w Aracenie, gdzie kończył się właśnie coroczny kiermasz hiszpańskiej szynki. W dużych halach targowych prezentowali swoje najlepsze produkty miejscowi producenci szynki ,ale też i piekarze oraz inni wytwórcy lokalnych produktów. Na stoiskach królowały jednak słynne suszone szynki z czarnej wieprzowiny nazywające się jamon iberico. Są to właśnie szynki z tych czarnych świnek , jakie podczas naszych wędrówek widywaliśmy niemal codziennie na rozległych pastwiskach , a które z takim smakiem pałaszowały żołędzie spadające z dębów.
Jamon iberico to najdroższe szynki na świecie – najsłynniejsi producenci pochodzą z okolic miasteczka Jabugo ( zdjęcie poniżej)
Jamon iberico to najdroższe szynki na świecie, można je kupić także w Polsce, ich cena jest zawrotna – około 700 zł za 1 kg. W Aracenie bezpośrednio na stoisku za 10 dkg zapłaciliśmy kilkanaście euro, chociaż i tak był to nieco gorszy gatunek beloty..
Skąd tak wygórowana cena? Odzwierciedla ona głównie czasochłonność i koszty związane z zapewnieniem specjalnych warunków hodowli, jakie trzeba zapewnić . Czarne świnki nie mogą tuczyć się za szybko, jak to dzieje się w typowych fermach. Przebywają możliwie długo na świeżym powietrzu na naturalnych pastwiskach. Także sezonowanie szynek odbywa się na sucho i bez dodawania sztucznych przyspieszaczy. Proces przygotowania szynki jest więc tradycyjny i niemal niezmieniany od kilkuset lat.
Swinie rasy iberyjskiej pasą się w ogromnych ogrodach wśród starych dębów
Smak zależy od sposobu karmienia. Szynka o nazwie recebo oznacza, że świnki karmione są paszą a tylko w ostatnich miesiącach życia żołędziami . Najdroższa jest szynka bellota – pochodzi od świń karmionych wyłącznie żołędziami. Belloty pachną rzeczywiście najbardziej naturą i żołędziami.
Kiermasz stanowi atrakcję turystyczną regionu – w jego trakcie odbywają się liczne konkursy oraz występy artystyczne. Wczoraj np. odbył się doroczny konkurs na mistrza krojenia szynki. Okazuje się ,ze jest to nie lada sztuka, ponieważ należy kroić na bardzo cieniutkie plasterki oraz w taki sposób, aby na kości udźca niemal nic nie pozostawało.
El Paralejo się wyludnia
Dzisiaj ostatnia pożegnalna już wędrówka wśród okolicznych wzgórz El Paralejo .W drodze powrotnej spotykamy ponownie naszego sąsiada darczyńcę. Przedstawia nam swojego brata , który przyjechał na weekend z Sewilli. I pokazuje nam – za jego zgodą – prywatne studio muzyczne, w którym komponuje i nagrywa własne utwory muzyczne. Bracia Hidalgo – bo tak się nazywają – maja ciekawe hobby. Muzyka elektroniczna, malowanie obrazów. Tu w El Paralejo odpoczywają w weekendy i urlopy po ciężkiej pracy w miastach. Brat jest policjantem w Sewilli, nasz sąsiad Jeronimo kończy właśnie pracę zawodową i rozpoczyna życie emeryta. Nie jest więc żadnym farmerem, jak początkowo sądzilismy. Szukał lepszego losu za granica, ale nie znalazł tam szczęścia i postanowił wrócić w rodzinne stron do Araceny.
Gdy przechodzimy przez wieś, zastanawia nas zawsze panująca tu cisza , nawet rzadko dają o sobie znać zwierzęta domowe. Na pewno nie słychać ani nie widać bawiących się dzieci. Wioska bez dzieci sprawia wrażenie wymarłego siedliska. Spotykamy czasem stare kobiety albo mężczyzn w sile wieku. Czyżby młodzi pouciekali ze wsi i szukają szczęścia w miastach lub za granica? Na wymarłym, bo już dawno nieczynnym przystanku autobusowym, spotykamy ogłoszenie lokalnej władzy zachęcające do skorzystania z subwencji dla młodych rolników w wieku 26-30 lat i 30 plus.
El Paralejo – wioska powoli pustoszeje
El Paralejo powoli się wyludnia i przekształca w weekendową wioskę dla rodzin stad wywodzących się lub przyjezdnych z Sewilli, nabywających tutejsze nieruchomości. Jeżeli tak samo dzieje się w innych wioskach Araceny, zastanawiamy się, kto będzie za kilka lat produkował tutejsze delikatesy – szynkę iberica i kozie serki.
Kochani….Jak sie mozna z Panstwem skontaktowac…???? Mam kilka pytan ????
Jan Kosz