Zapiski z podrózy dalekich i bliskich

Tu poczuliśmy duszę Karaibów.Notatki z Dominiki

Dwie godziny jazdy szybkim promem z Gwadelupy i  przedostajemy się  do zupełnie innego  świata. Tu  czuć w pełni duszę Karaibów. Tu nie  odczuwamy już tego rozdwojenia jaźni – Europa zachodnia versus kolonia francuska.

Dominika zauroczyła nas od samego początku. Ludzie są tu bardziej kolorowi ( kreolska mieszanka ras) – nie tak jak na Gwadelupie ,gdzie dominują hebanowe twarze jakby żywcem przeniesione z epoki niewolnictwa. A poza tym  na głowach mieszkańców królują dredy (autentyczne ale też i kupowane za parę dolarów w markecie), ich stroje też wydają się też  bardziej  luźne , kolorowe . Są  też  bardziej otwarci oraz przyjaźni do spotykanych turystów (często nas z uśmiechem  witano i  pytano czy dobrze się czujemy na ich wyspie).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Górzystą wyspę tworzy kilkanaście wygasłych wulkanów porośniętych lasami deszczowymi

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Flaga Dominiki z rodzimą papugą – Sisserou 

Wyspa jest niewielka (50 km długa i 20 km szeroka) ale za to prawie w całości górzysta (kilkanaście wygasłych wulkanów) oraz porośnięta lasami deszczowymi. Wobec słabej komunikacji publicznej  konieczne jest tu wynajęcie auta. Prawie jedna trzecia aut na wyspie to popularne tutaj  hondy HRV. My tez oczywiście wynajęliśmy sobie białą hondę, wspominając z łezką nasze dawne wojaże tym sympatycznym autem po Polsce.

W dziedzinie nazewnictwa odkrywanych wysp Krzysztof Kolumb nie przemęczał się . Nazwy padały  jak z czapy. Dominica? – bo akurat  niedziela 3 listopada roku pańskiego 1493 . Guadelupa ? – bo należało przypodobać się słynnemu klasztorowi  Santa Maria de Guadelupa de Extramadura  w Hiszpanii. Maria Galante (jedna z wysp blisko Guadelupy)? – bo tak nazywał się  jeden ze statków Kolumba. W tamtych czasach nie wynaleziono jeszcze konkursów na nazwy marketingowe.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W sobotę wieczorem plażowe knajpki zachęcają do gry w karty przy piwie

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Stare drewniane domy blisko portu w Roseau – stolicy tego państewka

Salisbury – nasza przystań na wyspie

Zatrzymaliśmy się w przestronnym parterowym domku na palach na samym końcu  wioski Salisbury, ponad 30 km na północ od stolicy kraju Roseau. Domek jest własnością  Glorii, która wyemigrowała ponad 20 lat temu do Londynu  i  która tam nadal pracuje i mieszka. Pod jej nieobecność nieruchomością zarządza sąsiad Scott, który okazał się dla nas bardzo miły i uczynny.

Zabudowania Salisbury ciągną się kilometrami  pod górę wokół wąskiej asfaltowej drogi, zarazem głównej ulicy. Domki są na ogół małe , biedniejsze i bogatsze ,ale schludnie utrzymane, nie widać  tu ani skrajnej biedy ani też kłującego w oczy bogactwa. Wieczorem wzdłuż  tych domków  stoi  gęsty szpaler samochodów, w większości używanych marki japońskiej – tak że z trudem można przecisnąć się przez wieś. Na ogół nie widać tu betonowych bunkrów jakie widywaliśmy na Gwadelupie – dominuje lekkie budownictwo na palach – z otwartymi werandami , domy są pomalowane w pastelowe kolory i wyglądają  jak w bajkach.

Na jednej z piekarń czytamy napis : Na kredyt nie sprzedajemy. Niektórym nie starcza na zakup chleba. Dominica należy do najbiedniejszych krajów w rejonie Morza Karaibskiego ale cieszy się  niewielkim jeszcze zróżnicowaniem zamożności w społeczeństwie.

W  innym sklepiku z podstawowymi produktami spożywczymi  na ladzie stoi plastikowy pojemnik z żółtawym tanim rumem. Zaglądają tu już od rana mężczyźni , którzy kupują trunek na szklanki mieszając go z sokiem. Widzieliśmy w wielu miejscach ludzi podchmielonych, ale nigdy pijanych. V.S. Naipaul pisze ,ze chociaż alkoholizm jest jedną z plag na Karaibach, to jednak ma on jednak zupełnie inny kontekst społeczny niż w naszym białym świecie. Ludzie na Karaibach  „ marnują pieniądze na alkohol”, ponieważ „ jest dla nich symbolem bogactwa i białości.” Co prawda inne priorytety, ale na to samo wychodzi, bo  cele i tak są po otrzeźwieniu nieosiągalne.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jedno z nadbrzeżnych miasteczek na Dominice w pobliżu Meru

Śladami Piratów z Karaibów

Udajemy się na północ wyspy – w okolice Portsmouth , skąd popłyniemy łodzią na 2-godzinną wycieczkę w głąb dżungli po rzece Indian River. Już na stacji benzynowej atakują nas właściciele łodzi, kusząc niską ceną . Na naszego przewoźnika wybraliśmy – jak się sam przedstawiał –  James Bond. Bardzo dowcipnie opowiadał nam o żyjących tu ptakach i  krabach, których jest na wyspie aż kilkanaście gatunków. Obfitość krabów jest bardzo charakterystyczna dla tutejszych plaż i rzek. Widzieliśmy np. kraby grzebiące w śmietnikach  tuż obok przystani promowej. Gonitwy za krabami były zresztą ulubioną rozrywką Gai. Na jednym z drzew, pod którym przepływaliśmy, wisiały  fragmenty kościotrupa. Okazało się, że  jest to pozostałość dekoracji pozostawionych po  ekipie filmowej Walta Disnaya, która w roku 2005 na Dominice  kręciła  słynny film „Piraci z Karaibów” z Johnem Deppem w roli głównej (druga jego część pt. Skrzynia umarlaka).Kilkuset filmowców niemal sparaliżowało wówczas życie na wyspie, blokując główne drogi. Rzeka Indian River odgrywała w filmie rolę tajemniczego , mrocznego błotniska, gdzie mieszkała wiedźma i wieszczka Tia Dalma. Nasz przewodnik Bond utrzymuje ,że zaprzyjaźnił się wówczas z samym Deppem . Ponieważ trudno to zweryfikować ,wierzymy mu na słowo. Duży wysoki  szałas, przy którym zatrzymaliśmy się na półgodzinny popas i  szklaneczkę rumu , był  też wybudowany na potrzeby filmu – tu właśnie znajdowała się chata wiedźmy. Żałowaliśmy bardzo, że nie widzieliśmy filmu przed wyjazdem na wakacje. Obiecujemy to nadrobić po powrocie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wpływamy w głąb rzeki Indian River  i od razu czujemy się jak „piraci z Karaibów”

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nasz przewodnik „James Bond” asystował przy kręceniu filmu „Piraci z Karaibów”

Huraganowe wyzwania

Poruszając się główną drogą wzdłuż wąskiego wybrzeża , natrafiamy na  ślady zniszczeń poczynionych przez huragan Erica ponad pół roku temu. Kataklizm  zniszczył większość mostów oraz dróg, które w tym  biednym państwie  i tak  były wcześniej w nie najlepszym stanie. Musieliśmy więc jeździć bardzo powoli i ostrożnie omijać liczne dziury i przeszkody po drodze, aby nie złapać kapcia . Mateo okazał się dzielnym kierowcą , który w dodatku przestawił się szybko  na ruch lewostronny, odziedziczony tutaj po angielskich kolonizatorach

Po tym, jak cierpliwie odbudowywane są tutaj drogi i szlaki komunikacyjne widać ,że wyspiarze są dzielnymi ludźmi, którzy łatwo nie poddają się. Wg oficjalnych danych z ust premiera Roosevelta Skerrita łączny bilans strat to ponad pół miliarda dolarów US (dla porównania jest to około 90% wartości rocznego GDP). Prawie 400 domów zostało zniszczonych przez lawiny błotne i  rwąca wodę z górskich rzek, Woda zerwała większość mostów, zaginęło ponad 30 osób.

Wg rządu skutki ubiegłorocznego huraganu cofnęły gospodarkę kraju  przynajmniej o kilkanaście lat i teraz z trudem te straty są odrabiane. Nadal wiele mostów jest nieprzejezdnych i   przy słabej sieci drogowej łatwo wpaść w ślepą pułapkę,. W taką  właśnie pułapkę wpadliśmy i my , gdy chcieliśmy objechać wyspę z drugiej strony  i  po kilku godzinach trudnej jazdy zniszczonymi drogami  nagle przed nami wyrósł policjant , który poinformował  o  nieprzejezdności  mostu. A byliśmy już niemal u celu tj. na samym krańcu wyspy, gdzie rozciąga się piękna plaża koralowa. Odwrót trwał prawie 2 godziny. Na pocieszenie w drodze powrotnej trafiliśmy na urokliwą restaurację Riverside prowadzoną przez parę Francuzów , wokół które rozciągał się interesujący ogród ekologiczny pełen ziół i kwiatów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Huraganowe deszcze zmyły z powierzchni większość mostów

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tego wraku po wypadku samochodowym nie zdążono jeszcze uprzątnąć.

Kąpiel pod wodospadem

Jednym z największym bogactw tego państwa jest słodka woda z górskich strumieni i rzek – jest ich tu ponad 300. Zapuszczaliśmy się parę razy w głąb górzystej wyspy, aby dotrzeć do tutejszych pięknych wodospadów i zażywać kąpieli w chłodnych górskich  jeziorkach. Mateusz rozkładał  na skałach swój profesjonalny sprzet  i  filmował  wyczyny naszej rodzinnej ekipy, wzbudzając przy tym podziw nawet amerykańskich turystów. Gaja świetnie pływa w każdych warunkach i nie boi się żadnej głębi. Rośnie w naszej rodzinie młode pokolenie dzielnych podróżników.  Pięciolatka płynęła z nami nawet po podziemnej , rwącej rzece, gdzie byliśmy podziwiać jeden z wodospadów w dolinie Titou Gorge. Wdrapałem się na ten wodospad po skale, nie zdając sobie sprawy, że droga powrotna może polegać tylko na  skoku do wody. Lubię bardzo pływać w takich górskich potokach,  ale skakanie do nieznanych mi akwenów nie należy do moich pasji. Przeżegnałem się więc i  skoczyłem – oddając jak potem żartowaliśmy, skok życia. Rwąca woda zepchnęła mnie mocno na  skalną ścianę i niestety, zraniłem sobie  lekko   skórę na stopie . Tutaj w dolinie Titou  ekipa amerykańska filmowa też nakręciła jedną ze scen walki piratów, o czym dowiedzieliśmy się od naszego przewodnika. Tym bardziej więc nie żałowałem swojego skoku oddanego w takim miejscu. W różnych materiałach promujących turystykę znajdowaliśmy liczne wzmianki o kręceniu filmu Piratach z Karaibów. W ten oryginalny sposób Dominika reklamuje swoje uroki  i  wykorzystuje głośny film do przyciągania amatorów przygody.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po drodze do Salisbury mijamy miasteczko St.Joseph malowniczo położone wzdłuż zatoki

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kwiaty znane nam tylko z doniczek – tutaj rosną wśród dzikiej przyrody

Jak rozwijać tutaj turystykę?

Niemal co tydzień do portu w Roseau zawija  hotelowy „krążownik” z prawie 3 tysiącami turystów na pokładzie. Wtedy mieszkańcy przeżywają prawdziwy  handlowy i turystyczny boom – obroty w Roseau – stolicy wyspy – rosną kilkakrotnie. No i ceny ida także w górę, bo bogaci turyści nie skąpią na wydatkach. Najbardziej aktywni turyści wynajmują busy i  wtedy górskie wodospady są zatłoczone jak nigdy. Tak przytrafiło się nam np. w Szmaragdowej Sadzawce (Emerald Pool), gdzie z trudem przecisnęliśmy się nad sam wodospad. Natomiast w pozostałe dni tygodnia nawet największe atrakcje wyspy pozostają puste ( na słynnych  kaskadach Trafalgar byliśmy ponad godzinę zupełnie sami) . Rząd Dominiki  próbuje zachęcić zagraniczne firmy do inwestowania w nowe hotele , ale czyni to na razie z niewielkim skutkiem. Lotnisko jest za małe, aby lądowały tu boeingi. Infrastruktura drogowa pozostaje niedorozwinięta, a teraz dodatkowo  w trakcie odbudowy po zniszczeniach. Bazą noclegową dla turystów są głównie małe prywatne pensjonaty, takie jak wynajmowany przez nas.

Możemy sobie tylko wyobrazić, co zostałoby z maleńkiej Dominiki, gdyby na tej wyspie codziennie  cumował gigantyczny statek wycieczkowy  i gdyby na ląd schodziło zawsze przynajmniej około 1000 turystów. W lokalnej prasie trwa ożywiona dyskusja, jak rozwijać turystykę na wyspie. Nie brak i głosów przestrogi przed zbyt gwałtownym rozwojem masowej turystyki, bo zachwiałoby  to dotychczasową delikatna równowagę w pięknym środowisku naturalnym.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Lokalny sprzedawca próbuje nas zainteresować żywym jeżowcem o białych kolcach.

Czarne plaże też mają magię

Na Dominice  nie sposób się nudzić. Do południa jeździmy lub chodzimy w góry, natomiast po południu aż do  późnego wieczora zażywamy kąpieli  na  tutejszych plażach, może nie tak atrakcyjnie wyglądających jak na Gwadelupie, bo kamienistych lub z czarnym wulkanicznym piaskiem, ale za to z bezpośrednim dostępem do raf koralowych. Najczęściej odwiedzamy plażę w miasteczku Meru, mamy do niej zaledwie parę km .Jest starannie utrzymana,  głownie za sprawą Francuzki Frederique mającej tu swoja restaurację o nazwie Romance słynącą ze świeżych potraw  w kreolsko-francuskim stylu. Można tu kupić obrazy malowane przez lokalnych artystów.

Jedna z najpiękniejszych plaż nazywa się Champagne Beech –  podczas snorkelowania widać bąbelki gazu wydobywające się z podwodnych raf koralowych, widoczny znak że pod dnem morskim  wulkan nie próżnuje. Równie atrakcyjna jest plaża na samym południowym końcu wyspy  – okalająca  górzysty półwysep  Scotts Heads . Pod wodą znajduje się tu kaldera po nieczynnym wulkanie o średnicy ponad 1,5 km i głębokości 300 m. Dziś jest to raj dla morskich zwierząt i  ostoja różnokolorowych ryb. Podczas snorkellingu widać w wodzie  iglice zastygłej niegdyś lawy. Na plaży miejscowy chłopak próbuje nas zainteresować złowionym  krabem oraz jeżowcem, który ma  mlecznobiałe kolce – zupełnie inne niż dotąd spotykaliśmy.

Obok plaży znajduje się punkt startowy do najsłynniejszego na wyspie szlaku górskiego  o nazwie Waitkubuli oddanego niedawno do użytku , przecinającego niemal  całą wyspę .       Jest to jedna z głównych atrakcji ekoturystycznych dla indywidualnych turystów, która ma pobudzać gospodarczo tereny wiejskie  wewnątrz wyspy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Plaża na samym południowym końcu wyspy  – okalająca  górzysty półwysep  Scotts Heads

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nasza ulubiona , prawie pusta plaża w miasteczku Mero

Dbają o  środowisko

Polubiliśmy bardzo Dominikę i dlatego radowały nas widoczne w wielu miejscach  ślady starań o zachowanie czystości natury na wyspie – co kilka km przy drodze witała nas tablica z hasłem „Keep Dominica cleen”, skierowane głównie do mieszkańców. Plakaty w miastach ostrzegały ,ze za nielegalne usuwanie śmieci grozi kara 1000 dolarów wschodnio karaibskich lub 1 miesiąc więzienia. Przy drodze w wioskach były wyznaczone specjalne miejsca do składowania odpadów. Codziennie widzieliśmy krzątających się mieszkańców, którzy usuwają odpady z plaży oraz z ulic i dróg. Tu inaczej niż w Azji Południowo-Wschodniej nie spotykaliśmy na plażach dzikich wysypisk , a w wodzie pływających plastikowych toreb.

Może  to pochwała  na wyrost, ale cieszy  rosnąca świadomość wśród ludności, że bez troski o czystość tutejszych skarbów natury nie ma co marzyć o przyciągnięciu większej liczby turystów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ten żółty duzy krab zagrodził nam drogę w jednym z parków

Czy republika bananowa?

Jednym z głównych produktów na eksport są wprawdzie banany, ale  wyrządzilibyśmy Dominice dużą krzywdę, nazywając ją republiką bananową. Dominica jako samodzielne państwo powstała bardzo późno, bo w roku 1978. Mimo przeciwności losu (już rok później huragan David  zniszczył doszczętnie wyspę ) udało się tutaj zbudować solidne podstawy demokracji. Składają się na to wybieralny w parlament (30 posłów), 2 partie rywalizujące o władzę, wolna prasa , dobrze rozwinięta samorządność lokalna, znaczny stopień wolności gospodarczej, o czy świadczy np. widoczna gołym okiem aktywność usługowego small businessu. Dominika wprowadziła odpowiednie regulacje i nadzór finansowy – dzięki temu zniknęła już z listy krajów, które piorą brudne pieniądze.

W republikach bananowych nie występuje niezależna prasa.  Proszę bardzo, w markecie kupuję za 1 dolara wschodnio karaibskiego  tygodnik The Sun” i  znajduję wiele krytycznych artykułów o polityce rządu. Opisywany jest np. najnowszy skandal – jeden z ministrów oskarżony został o  romans z nieletnią , natychmiast podał się do dymisji.

Premierem kraju jest pan o imieniu Roosevelt (nazwisko Skerrit). Pewnie jego ojciec  marzył o tym , aby syn daleko zaszedł . I spełniło się  to marzenie – syn został premierem już w wieku trzydziestu paru lat. Tu na Dominice niemal wszystkie imiona i nazwiska są angielskie , były kiedyś sztucznie nadawane przez kolonizatorów. Byli niewolnicy nie zachowywali swoich nazwisk rodowych z czarnej Afryki. Zniszczona została w ten sposób  tożsamość kulturowa i  jakaś ostatnia nić wiążącą ich z  przodkami.

Wydaje się , że mimo naturalnych kataklizmów i  wielu problemów  z infrastrukturą tutejsi mieszkańcy – potomkowie czarnych niewolników radzą sobie dobrze z własną państwowością. Wydają się być bardziej energiczni i  aktywni niż ich sąsiedzi z Gwadelupy.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W lesie deszczowym najbardziej praktyczne są domki na palach

    • Domi, 8 października 2016, 12:43

    Odpowiedz

    Gratulacje! Aż się chce od razu jechać!

  1. Hi there! Would you mind if I share your blog with my zynga group?

    There’s a lot of folks that I think would really enjoy your content.
    Please let me know. Many thanks

    • jbo, 18 października 2019, 16:02

    Odpowiedz

    Very energetic blog, I enjoyed that a lot. Will there be a part 2?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.