Zapiski z podrózy dalekich i bliskich

Typy spod ciemnej gwiazdy ujarzmiały Karaiby. V.S.Naipaul, Podróż karaibska

V.S.Naipaul, Podróż karaibska. Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2005

 

Jadąc na Gwadelupę i Dominikę zabrałem ze sobą książkę pt. Podróż na Karaiby, autorstwa wybitnego pisarza i eseisty angielskiego Vidiadhara Surajprasada Naipaula (1932-2018), laureata Nagrody Nobla z 2001 roku. Jego rozważania o losie mieszkańców Karaibów spisane w latach 60. ubiegłego wieku  są zaskakująco aktualne. Uzmysławiają, jak bardzo kolonialna przeszłość tego regionu odciska swoje piętno na współczesności.  I jak wielu pokoleń trzeba, aby wyzwolić się z  przeklętego jarzma niewolnictwa sprzed kilku wieków, jeśli to jest w ogóle możliwe.

Zwiedzając karaibskie wyspy  niemal na każdym kroku  stykałem się z materialnymi śladami epoki kolonialnej. Nie tylko tymi zgromadzonymi w muzeach, ale i  występującymi np. w przyrodzie. Wszechobecna trzcina cukrowa została tutaj przywieziona z kontynentu do Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, który proponował  początkowo zniewolenie Indian i  zagonienie ich do pracy na plantacjach. Także drzewo chlebowca  – którego owoce były tanim pożywieniem dla niewolników – nie występowało w tutejszej naturze, przywędrowało wraz  kolonizatorami w XVIII wieku z dalekiej Azji. Jadłem w Trynidad na Kubie obiad w restauracji, której ściany właściciel przyozdobił bogatą kolekcją oryginalnych łańcuchów z kulami, w jakie zakuwano niegdyś niewolników. W menu nie znalazłem już żadnego dania z chlebowcem w roli głównej – tak dalece ów właściciel nie posunął się w podnoszeniu atrakcyjności swojego lokalu.

.

Hawana (Kuba) – w ulicznym barze

 

W krótkich okresach, jakie ma na ogół do dyspozycji turysta, najtrudniej jest natomiast zauważyć te niematerialne ślady – w sferze mentalnej i  w codziennym zachowaniu ludzi , jakie musiała pozostawić po sobie epoka kolonialna trwająca ponad 300 lat. Taki był właśnie jeden z celów literackiej podróży pisarza, który  odwiedził  „ pięć społeczeństw kolonialnych (Trynidad, Gujanę Brytyjską, Surinam, Jamajkę i Martynikę)”.  Do odbycia tej podróży  zaprosił  go nieprzypadkowo premier pierwszego rządu niepodległego Trynidadu i Tobago. Naipaul tam się właśnie urodził w rodzinie  hinduskich braminów, którzy wyemigrowali kiedyś z północnych Indii. I na Trynidadzie zdobył też zasadnicze wykształcenie.

Potomkowie dawnych niewolników  są  w dalszym ciągu – nie z własnej winy – ofiarami brutalnego systemu, jakie zaprowadzili na Karaibach biali kolonizatorzy – taka jest główna  konkluzja wynikająca z  pisarskiego rekonesansu.

Naipaul tak  pisze o zdobywcach i późniejszych eksploratorach karaibskich wysp, których  niejednokrotnie podziwiamy  za niezwykłą odwagę i przekraczanie nowych horyzontów:   „Mówiono o Morzu Karaibskim, że jest (…) Morzem Śródziemnym Nowego Świata. To Morze śródziemne zebrało  wszystkie ciemne ludzkie instynkty bez dopełniających porywów szlachetności i piękna, właściwych starym krajom”, w wyniku czego zrodziła się tam cywilizacja, która „ przemieniła się w szatańską, deprawując wszystkich, których przyciągała.”.

Naipaul uważa, że jednymi z najbardziej brutalnych kolonizatorów byli na Karaibach Holendrzy, a potem Francuzi, przy których Hiszpanie mieliby jeszcze szansę trafić do czyśćca. Potwierdzenie tej opinii spotkać można zresztą także w Azji, gdzie Holendrzy  okazali się jednymi z najbardziej krwawych i żądnych bogactwa (patrz  relacja pt. Nostalgia za korzennym Eldorado”, gdzie opisałem m.in. „metody” ujarzmiania wysp Banda właśnie przez Holendrów).

 

Dominica – na plaży w okolicach Salisbury

 

O deprawującej  sile rażenia systemu kolonialnego  świadczy również los wielu osiadłych na Karaibach „białych” rodzin, które przecież tylko pośrednio miały do czynienia z niewolnictwem i spośród których tylko nieliczne jednostki  dorobiły się bogactwa. Otóż autor spotykał  na Karaibach zbiedniałych potomków pochodzących z Europy, którzy tylko kolorem skóry różnili się od Afrykańczyków. Natomiast mentalnie i kulturowo upodobnili się do swoich czarnych sąsiadów i czuliby się lepiej w afrykańskiej dżungli niż w Europie, skąd pochodzili.

Naipaul wymienia parę jego zdaniem najbardziej dotkliwych spustoszeń, jakich dokonała era kolonialna w mentalności potomków niewolników pochodzących z Afryki. Ponieważ w niewoli nie mogli kultywować życia rodzinnego (celowe rozdzielanie rodzin, odbieranie dzieci matkom), dlatego brakuje im dzisiaj tego, co nazywa się zmysłem  rodzinnym. „Trzysta lat niewolnictwa nauczyło Murzyna tylko tego, że jest jednostka i że życie jest krótkie.” – pisze Naipaul. Ponadto po przeżytych przez ich przodków okrucieństwach  dzisiejsi mieszkańcy Karaibów odziedziczyli pogardę wobec samych sobie, traktując czarny kolor skóry jako własną winę. Mają skłonność do wypierania  się własnej przeszłości, np. nie zachowali imion i nazwisk pochodzenia afrykańskiego, przybierając europejskie, czasem bardzo dziwaczne.

 

Na kubańskiej prowincji w okolicy Vinales

 

Wśród mieszkańców Karaibów można spotkać się do dzisiaj ze swoistym  minimalizmem wobec życia: „ wolą wegetację i minimalną pracę od ciężkiej pracy i wyższego poziomu życia”. Ich pragnieniem jest, aby  pozostawić ich w spokoju bez stawiania jakichkolwiek wymogów. Nie chcą „ zbijać majątku ani gonić za pieniędzmi”. Naipaul pisze, że wszczepiono im „ideały białej cywilizacji każąc lekceważyć każdą inną”. Ale po emancypacji (jako niewolnicy byli pozbawieni edukacji i rodziny)  nie byli w stanie przyswoić sobie szybko tych zdobyczy – w rezultacie czego rozkoszują się zaledwie „małpowaniem drobnych uroków cywilizacji”, naśladują  biernie kulturę tych, którzy ich przed wiekami ujarzmili. Dla nich symbolem bogactwa i białości jest alkohol, więc nierzadko przepijają zarobione pieniądze.

Niektóre  z tych zaszłości mentalnych po kolonializmie, jakie opisał Naipaul, udało mi się zaobserwować  nawet podczas krótkiego pobytu na Gwadelupie. Wyspa ta w dalszym ciągu  nie jest w stanie zbudować podstaw samowystarczalności gospodarczej i  nadal woli żyć na łasce Paryża.

 

 

Sadzonki drzewa chlebowego  zostały przywiezione na Karaiby z wysp Tahiti w roku 1789 przez Williama Bligha, kapitana  brytyjskiej jednostki wojennej „Bounty”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.