Zapiski z podrózy dalekich i bliskich

Upadający mit Ameryki?

George Packer, Kryzys wolnego rynku? Ameryki portret wewnętrzny. Świat Książki, 2013

 

Opasłe tomisko napisane przez Georga Parkera, wydane w Polsce pod niefortunnym tytułem „Kryzys wolnego rynku? Ameryki portret wewnętrzny”, długo czekało w mojej biblioteczce na swoją kolej. Do przeczytania lektury zmobilizowały mnie dopiero niedawno przeżywane emocje w końcówce kampanii prezydenckiej w USA. Chociaż książka została wydana już w roku 2013, a więc o wiele wcześniej niż Trump doszedł do władzy, zaskakująco trafnie odpowiada na wiele pytań o źródła kryzysu obserwowanego w USA. Autor jest cenionym dziennikarzem „New Yorkera”, laureatem wielu nagród, w tym National Book Aword 2013 w kategorii literatury faktu.

Lektura książki przywołała mi także wiele osobistych wspomnień z mojej podróży  do USA w 2005 roku. Już wtedy przeżyłem tam wiele zdziwień i zaskoczeń. Szokowała mnie skala bezdomności na ulicach San Francisco. Pod naszym hotelem tworzyły się np. każdego poranka kolejki bezdomnych w oczekiwaniu na nie zjedzone przez gości śniadania. Takich sytuacji nie doświadczyłem nigdy wcześniej nawet w najbiedniejszych krajach. Zdumiewała mnie wszechogarniająca obecność  śmieciowego jedzenia – niesmacznych i niezdrowych fast foodów. Trudne do zrozumienia w tak bogatym kraju, jak myśleliśmy o Ameryce, były też oglądane po drodze  rażące niedostatki w infrastrukturze prowincjonalnych miast. Przez środek miasta Flagstaff (znany kurort narciarski na północy Arizony) prowadziła intensywnie użytkowana linia kolejowa, przewożąca głównie tysiące kontenerów. Brak jakiegokolwiek wiaduktu nad torami czy tunelu skutkował paraliżem ruchu samochodowego przez wiele godzin w ciągu dnia. Te wszystkie zdziwienia tłumaczyłem sobie wtedy tak: widocznie taka musi być cena płacona za słynną amerykańską wolność i demokrację, za jaką tęsknią miliony ludzi na całym świecie.

Tymczasem według Georga Packera oglądałem już nazbyt dobrze widoczne pęknięcia w rozpadającym się powoli od lat 70-ych idyllicznym obrazie Ameryki: „ Nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy to się zaczęło – kiedy zaczęły puszczać więzy trzymające Amerykanów razem, w bezpiecznym, choć czasem dławiącym uścisku. (…) w pewnej chwili kraj, od zawsze taki sam, przekroczył historyczną linię i już nieodwracalnie stał się zupełnie inny.”

Byłem więc w USA mimowolnym świadkiem przekraczania owej „historycznej linii”. Ale mnie jako zwykłemu turyście ogląd Ameryki przesłaniały wtedy przepiękne parki narodowe, które były głównym celem naszej eskapady do Arizony, Utah i Kalifornii. Oglądane cuda przyrodnicze zaskakiwały tym bardziej, że nigdzie wcześniej w świecie nie zetknąłem się aż z takim nadmiarem naturalnego bogactwa w granicach zaledwie paru stanów.

 

Park narodowy Monument Valley

 

George Packer przedstawił w swojej książce zmieniającą się w ciągu kilku ostatnich dekad Amerykę – przez pryzmat losów kilku bohaterów z różnych warstw społecznych. Wszyscy pragnęli poprawić swoje życie, a  jednocześnie zmieniać kraj na lepsze, każdy na swój sposób i  na miarę swoich możliwości. Przeważnie wszyscy wierzyli w to, iż USA  dzięki wolności i  demokracji stwarza każdemu niezwykłe możliwości wykuwania własnego losu. Ale zderzenie tego silnie zakorzenionego mitu ze zmieniającą się rzeczywistością okazywało się  niejednokrotnie bardzo bolesne.

Dean Price  – jeden z głównych bohaterów książki wywodził się z obszaru dawnego zagłębia tytoniowego w Karolinie Północnej, z rodziny tradycyjnie uprawiającej od wieków tytoń. Wobec braku perspektyw po upadku tej gałęzi przemysłu w  latach  90-ych ubiegłego wieku Dean próbował urządzić się w dużym mieście, ale poniósł tam zbyt dużo porażek, także osobistych. Wrócił więc w swoje dawne okolice  z zamiarem założenia spokojnego biznesu. Wpadł na pomysł otworzenia w okolicy kilku sklepów i restauracji, które oferowałyby zdrowe produkty lokalne od miejscowych farmerów. Były to czasy, gdy wzdłuż autostrad wyrastały już jak grzyby po deszczu sieciowe bary. Biznes sieciowy oferował tanie niezdrowe posiłki i Dean Price liczył właśnie na łatwe pokonanie takich konkurentów. Jednak klienci  ubożejący wskutek upadku przemysłu w regionie i rosnącego bezrobocia omijali bary Deana szerokim łukiem, wybierali z konieczności tańsze menu z fastfoodami.

Główne ulice miasteczek regionu zaczęły już wtedy pustoszeć, a ośrodki życia gospodarczego przenosiły się w okolice autostrad, gdzie powstawały coraz to nowe supermarkety sieciowe. Zarabiane na tym śmieciowym jedzeniu pieniądze gdzieś wyparowywały, bo nie były inwestowane na miejscu. Zamierała więc aktywność społeczna drobnego biznesu, który zazwyczaj angażował się w rozwiązywanie lokalnych problemów. Zanikały różne formy samorządności. I co najważniejsze – wysychało źródło podatków, z których można byłoby unowocześniać i remontować lokalne drogi, mosty oraz rozwijać lokalną  infrastrukturę.

 Dean Price mówił do reportera  z goryczą: Od pierwszego dnia walczyłem z kłopotami, wciąż byłem niedokapitalizowany, wciąż zaciągałem na coś pożyczki.” Najbardziej  wkurzali go politycy: „George W.Bush i cała reszta” zachowują się biernie wobec panującej „chciwości, wszechpotężnego dolara i wiary w wielonarodowe korporacje, które nas karmiły, ubierały i dostarczały nam paliwo.”

 

Park narodowy Grand Canyon

 

Tammy Thomas  urodziła  się w przemysłowym  mieście Youngstown w stanie Ohio. Była w latach 70-80-ych ubiegłego wieku także świadkiem dramatycznych zmian ( utraty pracy przez dziesiątki tysięcy ludzi oraz upadku tamtejszych stalowni). Ludność miasteczka skurczyła się wtedy o połowę, a bezrobociu towarzyszył gwałtowny wzrost przestępczości.

Tammy była córką narkomanki, dlatego wychowywała ją babcia, służąca z zawodu. Mimo iż już jako nastolatka urodziła dziecko, jako pierwszej w historii rodziny pochodzącej od czarnych niewolników udało jej się ukończyć szkołę średnią. Przełamała w ten sposób niechlubną tradycję losu niewykształconych samotnych matek z dziećmi pozostających już do końca życia na zasiłkach. W roku 1988 znalazła stałą pracę przy taśmie w jednej z nowych fabryk elektrotechnicznych a potem zdołała się usamodzielnić finansowo  – nabyła własny dom i wyedukowała trójkę dzieci w koledżach.

W fabryce przepracowała tylko kilkanaście lat, bo jej właściciel redukował powoli zatrudnienie, przyjmując do pracy zagranicznych imigrantów. Gdy jej firma podjęła w końcu decyzję o całkowitym przeniesieniu produkcji do Meksyku, bo zgodnie z regułami globalizacji tam można było produkować najtaniej, Tammy stanęła przed koniecznością zmiany zawodu.  Szczęśliwie odnalazła się jednak szybko w nowej roli jako etatowy organizator społeczności lokalnej. Podejmowała różne akcje na rzecz gnuśniejącego w bezrobociu miasteczka, dając zwykłym mieszkańcom nadzieję na poprawę swojego losu. Próbowała wyrwać ich z letargu, pokazując na swoim przykładzie, jak należy walczyć o swoje prawa i o godziwe warunki życia. Podczas wyborów kibicowała entuzjastycznie Barackowi Obamie, który był dla niej ucieleśnieniem „american dream”.

Trzeci bohater książki – Jeff  Conaughton  był prawnikiem, który zrealizował swoje marzenie o pracy w Białym Domu. Już w czasach studenckich jego politycznym idolem stał się Joe Biden, młody  senator z Partii Demokratycznej (wybrany na to stanowisko już w wieku 29 lat). Jeffowi udało się  zatrudnić w  sztabie Bidena, gdzie zajmował się głównie zdobywaniem funduszy na kolejne i niestety ciągle przegrywane kampanie prezydenckie. Gdy Biden został w końcu wiceprezydentem za kadencji Baracka Obamy, nasz bohater zaczął przeżywać głębokie rozterki. Jego dawny idol wydawał się  być obojętny na palące problemy ówczesnego kryzysu gospodarczego. Jeff brał udział w pracach nad 2 ważnymi ustawami mającymi na celu poskromienie rekinów finansowych z sektora bankowego, którzy – jak mówił – są zbyt duzi, aby upaść. Niestety proponowane zmiany w ustawach zostały rozmyte i nie znalazły zrozumienia ówczesnej administracji Baracka Obamy w obliczu presji ze strony dobrze opłacanych lobbystów. Jeff  pracował wcześniej przez kilka lat w firmie lobbystycznej, i  od środka mógł obserwować, jak pieniądze największych korporacji w USA wpływają na los ustaw regulujących życie gospodarcze.  Pod koniec swojej kariery napisał nawet na ten temat książkę pt.„ Dlaczego Wall Street zawsze zwycięża?”.

Jeffa Connaughton zrezygnował w końcu z dalszej kariery politycznej , bo był wściekły na to, jak prawnicy i ekonomiści z otoczenia prezydenta lekceważą prawa, zasady, nadzór instytucjonalny i „normy postępowania, których uczył się na studiach i naiwnie w nie wierzył.”  Na takie łamanie żelaznych wydawało się reguł pozwalały zresztą obydwie partie – i demokraci i republikanie. Jeff reprezentował klasę średnią i jego zdaniem żadna partia nie martwiła się poważnie o jej losy: A byli to ludzie, którzy ”ciężko pracowali, przestrzegali reguł gry i przed sześćdziesiątką, kiedy im się już wydawało, że zaoszczędzili na emeryturę, patrzyli jak ich emerytalny plan oszczędnościowy rozpływa się w powietrzu”. Gdy wydawało im się, że czegoś się w życiu dorobili, tracili swoje oszczędności, bo cały system zaczął się rozpadać.

George Packer zderzył w swojej książce losy powyższych trojga zwykłych Amerykanów z historiami wielkich spektakularnych karier zrobionych w tym samym czasie.

Oprah Winfrey, znana w USA celebrytka telewizyjna pochodziła z nizin społecznych: „Nikt nie wierzył, że stanę się kimś więcej niż tylko robotnicą w jakiejś fabryce czy na polu bawełny w Missisipi. Byłam biedną kolorową gówniarą”. Potrafiła jednak szybko zwrócić na siebie uwagę białych, którzy podziwiali jej oczytanie, teatralny głos, pasję i zechcieli ją promować. Zrobiła potem oszałamiająca karierę medialną, stała się najbogatszą Murzynką na świecie. „Robienie programów typu talk show to dla mnie jak oddychanie”, mówiła.

Niestety, gdy została już sławna i bogata, zaczęła sama zachowywać się niemal tak samo jak niektórzy przedstawiciele establishmentu  z Wall Street. Uległa takiej samej żądzy pieniądza, sprzeniewierzając się mitowi american dream, który zakładał jednak przestrzeganie pewnych podstawowych norm etycznych: „Wszyscy, których dopuszczała do siebie, musieli wyrzec się wolności słowa do końca życia. Kupowała prawa do wszystkich przedstawiających ją zdjęć i pozywała do każdego, kto skaziłby jej wizerunek.” Stała się osobą zadufaną w sobie, uważała, iż pełni tak szlachetną misję dla kraju („pomagam ludziom być takimi, jakimi mogą być”), iż nikt w USA nie ma już moralnego prawa do krytykowania jej działalności.

 

Park narodowy Monument Valley

 

Sam Walton, twórca Walmartu, pochodził z rodziny ubogich farmerów i już jako nastolatek musiał ciężko pracować oraz oszczędzać, aby zarobić na swoją edukację. W starcie do biznesu pomogła mu rodzina, dzięki której mógł nabyć mały sklep żelazny w jednym z prowincjonalnych miasteczek. Ale dzięki własnym innowacjom oraz pomysłowemu podpatrywaniu konkurencji ( objeżdżał kraj specjalnym małym samolotem) w ciągu zaledwie paru dekad stworzył potężne imperium tanich supermarketów w całej Ameryce, stając się najbogatszym człowiekiem w USA.

Wychowany w tradycyjnej cnocie oszczędzania żył bardzo skromnie i stronił od ostentacyjnej konsumpcji. Podkreślał, że w biznesie kieruje się szlachetnymi patriotycznymi pobudkami: sprzedawał towary ludziom oszczędnym po najniższych cenach. Taka strategia wydawała się być wręcz idealną odpowiedzią na narastające już wówczas ubożenie prowincjonalnej Ameryki. Dopiero po śmierci Sama w roku 1992 zaczęto powoli uświadamiać sobie, iż te wszystkie miasteczka, które Walton „uszczęśliwiał„ swoimi sklepami, stawały się zarazem coraz uboższe. Także m.in. dlatego, że idea firmy sieciowej krępowała z natury swej rozwój lokalnego handlu, który przegrywał konkurencję z „codziennie niskimi cenami”.

Również część konsumentów Walmartu przestała z czasem doceniać dobrodziejstwo Waltona. Popularna sieć marketów stała się symbolem ich zubożenia, stygmatyzowała ich biedę. Dlatego marzyli skrycie o robieniu zakupów w sklepach przeznaczonych dla ludzi zamożniejszych, oferujący wyższe ceny. Pamiętam dobrze szok, jaki przeżyłem, odwiedzając po raz pierwszy jeden z supermarketów Walmart w Arizonie. Chodziłem wśród półek sklepowych wypełnionych od góry do dołu tanimi produktami żywnościowymi w opakowaniach jak z apteki, które zapachem i smakiem przypominały bardziej produkty chemiczne niż dobra konsumpcyjne nadające się do jedzenia. I dziwiłem się, jak wielu otyłych  Amerykanów kręci się pomiędzy tymi sklepowymi regałami. Jakże złudny był to symbol obfitości konsumpcyjnej w USA.

Opisane przez Packera spektakularne kariery tylko z pozoru ucieleśniają mit „american dream”. Zgodnie z wolą twórców amerykańskiej demokracji pionierzy postępu gospodarczego i innowatorzy techniczni powinni dbać nie tylko maksymalizowanie zysku, ale i o postęp moralny. O wiele bliżej realizacji tego przesłania byli natomiast ci wszyscy zwyczajni obywatele USA, których losy tak wnikliwie prześledził w swojej książce George Packer. To byli prawdziwi ludzie z krwi i kości, którzy, często grzeszyli naiwnością i ponosili porażki w swoich działaniach, ale nigdy nie poddawali się, kierując się też wspólnotowym patriotyzmem. Spośród nich wyróżniała się czarnoskóra Tammy, która jako pierwsza w parusetletniej historii rodziny uwolniła się od piętna niewykształconej matki z dzieckiem i zdołała wykształcić trójkę własnych dzieci.  Była to jednak postawa heroiczna na przekór toksycznemu otoczeniu, przykład jakże zaprawionego goryczą brania amerykańskiego losu we własne ręce.

George Packer  – razem ze swoimi bohaterami  – wydaje się jednak wierzyć w odrodzenie amerykańskich wartości oraz w to, że nadal jest możliwy renesans „american dream” w nowych realiach społecznych i gospodarczych. Stałoby się to tylko wtedy, gdyby  – tak jak kiedyś w czasach świetności Ameryki – owoce gospodarczego wzrostu rozkładały się bardziej sprawiedliwie wśród Amerykanów a wspinanie się po szczeblach awansu społecznego nie przypominałoby pracy Syzyfa. Ale czy jest realne dokonanie tak głębokich zmian strukturalnych w ramach jednej kadencji prezydenckiej? Np. powstrzymanie odpływu miejsc pracy wskutek globalizacji. Wydaje się to prawie niemożliwe. Oby więc zwycięstwo Joe Bidena, który w książce Packera nie jest wcale jakimś kryształowym wzorcem polityka, nie okazało się pyrrusowym zwycięstwem, a Ameryka nie doczekała się wkrótce nowego mesjasza – następcy Donalda Trumpa.

 

Park narodowy Bryce Canyon

 

Na zdjęciu tytułowym – panorama Grand Canyon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.