Na Teneryfę zwabiły nas góry i dobre wina – krew tutejszej wulkanicznej ziemi. Słynne nadbrzeżne kurorty z podrabianymi plażami i piaskiem dowożonym aż z Sahary omijaliśmy szerokim łukiem. Na nocleg wybieraliśmy domki lub pokoje zlokalizowane w bezpiecznej odległości od zatłoczonych ośrodków wczasowych. Wynajęte auto ułatwiało nam zawsze dotarcie do najtrudniej dostępnych zakątków.
Wisława Szymborska napisała piekny wiersz o tarsjuszu, który nie jest potrzebny człowiekowi do niczego i który uspokaja sumienia. Załuję, że nie znałem tego wiersza przed podróżą na Filipiny i na północ Indonezji.
Indonezja – piękny i sympatyczny kraj ze swoimi trudnymi problemami. E.Pisani napisała o tym świetną książkę. Zagląda za kulisy systemu politycznego tego kraju, tłumaczy skąd bierze się tam korupcja i dlaczego nie musimy się obawiać zagrożeń ze strony fundamentalistów.
Śmierć Magellana na Filipinach jest najbardziej zaskakująca w jego całej biografii. Bo nie była to śmierć godna tego podróżnika. Można powiedzieć, że zginął przypadkowo w błahej potyczce z tubylcami na wyspie Mactan.
Po wylądowaniu na Gwadelupie poczuliśmy się jak we Francji . Całkiem przyzwoite drogi ,a nawet autostrada w okolicach lotniska, wszędzie billboardy promujące francuskie produkty łącznie z bielizną damską. Luksusowe jachty. Francja elegancja! Samochody oznakowane FR. Ceny oczywiście w Euro , no i policjanci we francuskich mundurach – tyle tylko że hebanowo czarni.
Dwie godziny jazdy szybkim promem z Gwadelupy i przedostajemy się do zupełnie innego świata. Tu czuć w pełni duszę Karaibów. Tu nie odczuwamy już tego rozdwojenia jaźni – Europa zachodnia versus kolonia francuska.
Aby napisać tak niezwykłą książkę o Hiszpanii, trzeba być naprawdę zakochanym do szaleństwa w tym kraju. A oto wyznanie miłosne samego autora: „Jedną z niewielu niezmiennych rzeczy w moim życiu jest miłość – nie ma łagodniejszego określenia –do Hiszpanii. Kobiety i przyjaciele z niego zniknęli, ale kraj nie przemija tak szybko.”
Maraiowi marzy się napisanie specjalnego antybedekera dla podróżujących dyletantów, z którego wędrowiec mógłby się nauczyć, że podczas podróży może się z lekkim sercem odnieść powierzchownie do znanych atrakcji, jeśli pozostanie wystarczająco gorliwy i uważny wobec nieistotnych szczegółów. Może sobie nawet darować zachwyty i okrzyki w muzeach i katedrach, jeśli jednocześnie nie zapomni przyjrzeć się uważnie jakiejś klamce czy wystawie sklepu z żywnością.
Tajemnicze wyspy Banda, gdzie legenda wysp korzennych spotyka się z historią. O tej podróży marzyliśmy od wielu lat. I teraz sen zaczyna się pomału spełniać. Wjeżdżamy na pokładzie promowego olbrzyma firmy Pelni w wąską cieśninę między stożkiem wulkanu Gunang Agi a niewielką wyspą Banda Neira. Na zielonym zboczu góruje majestatycznie fort Belgica …
Ambon był naszym przesiadkowym przystankiem w drodze na wyspy Banda. Z pewnym niepokojem wysiadaliśmy z samolotu. Jeszcze kilka lat temu obowiązywał tutaj całkowity zakaz wjazdu dla cudzoziemców. Krwawe rozruchy na Molukach – niejednokrotnie porównywane do wojen religijnych w Bośni czy Libanie – zaczęły się właśnie od wydarzeń na wyspie Ambon. Wkraczaliśmy pełni obaw na terytorium, z którego wylała się fala ludzkiej nienawiści na niewyobrażalną skalę.