Adam W. Jelonek, W stronę nieliberalnej demokracji, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, 2002
Ilekroć jadę do któregoś z krajów Azji Południowo-Wschodniej, zawsze mam ten sam dylemat: jak oceniać tamtejszą rzeczywistość polityczną? Czy mamy tam do czynienia z jakimiś formami demokracji w naszym europejskim rozumieniu? Czy też może dominują tam tylko różne odmiany ustroju autorytarnego?
Weźmy za przykład najnowszy ciąg wydarzeń politycznych w Malezji, który wydaje się tak nieprawdopodobny, że nadawałby się na scenariusz dobrego thrillera politycznego.
W kwietniu ubiegłego roku podczas kolejnych wyborów dochodzi do spektakularnej klęski partii rządzącej tam od 60 lat. Na czele zbuntowanej opozycji i wiecującej młodzieży niezadowolonej z dotychczasowych rządów staje 92-letni starzec. Staje on niejako w zastępstwie przywódcy opozycji, ponieważ tenże od kilku lat siedzi w więzieniu skazany za rzekomy homoseksualizm zakazany prawnie w tym kraju.
Ale scenariusz tej politycznej opowieści byłby zbyt prosty, gdyby go w tym miejscu zakończyć. Ów starzec Mahathir Mohamad, to nie jakiś przypadkowy polityk. Przed 60 laty współtworzył niepodległą Malezję, a potem w latach 1981 – 2002 odniósł wielki sukces, zamieniając gospodarkę tego kraju w azjatyckiego tygrysa. Ale Mahathir Mohamad jest także politykiem, który sam w dużej mierze utrwalił władzę jednej partii, jaką teraz po 60 latach będąc w sędziwym wieku próbuje metodami pokojowymi obalić.
Równie zaskakujące są też losy siedzącego w więzieniu 71-letniego przywódcy opozycji – Anwara Ibrahima. Był on niegdyś prawą ręką sędziwego Mahathira, jego zastępcą w tej samej partii, która właśnie poniosła klęskę wyborczą. I był już nawet raz przez swojego mentora i szefa wtrącony do więzienia, również na podstawie sfałszowanych dowodów o homoseksualizm.
Wieżowce w Kuala Lumpur mają być symboliczną wizytówka nowoczesności i bogactwa Malezji
W tym dziejącym się na żywo scenariuszu są więc nietuzinkowe postaci i charaktery , są też niespodziewane zwroty akcji . Brakuje tylko krwawych zbrodni. Mahathir Mohamad w wywiadach powyborczych powiedział, że zaczął mieć wyrzuty sumienia – nie mógł już dłużej patrzeć na to, jak jego niegdyś macierzysta partia oraz mianowani przez niego następcy okazali się nieudolni i jak bezczelnie rozkradają majątek państwa. Jeden z protegowanych przez niego premierów – jak mówi – przedrzemał większość swojej kadencji, a drugi zaczął się na potęgę korumpować. Jest właśnie oskarżony o wyprowadzenie z jednego państwowych funduszy prawie mld dolarów. Krzepki staruszek postanowił więc wkroczyć do akcji jako ojciec narodu naprawiający nagromadzone zło. Zwyciężył brawurowo w wyborach mimo licznych kłód rzucanych mu po drodze ze strony dawnych druhów z kierowanej niegdyś przez niego partii. Zamknięto mu np. dostęp do występowania w telewizji publicznej. Mahathir zapowiedział po wygranych wyborach, że doprowadzi do uwolnienia swojego dawnego zastępcy, a dzisiaj formalnego przywódcy opozycji i do postawienia go na czele rządu. Na razie jednak urzęduje jako najstarszy premier na świecie i z niespożytą energią przystępuje – jak mówi – do naprawy państwa.
Dopiero po lekturze książki Adama W. Jelonka zaczynam lepiej zrozumieć, co w Malezji się tak naprawdę wydarzyło. Autor jest profesorem socjologii i byłym wieloletnim ambasadorem w Azji Południowo-Wschodniej. Jego praca, mimo iż ukazała się kilkanaście lat temu, w dalszym ciągu pozostaje świetnym, choć wymagającym przewodnikiem po współczesnych dylematach tych azjatyckich krajów, które ostatnio coraz częściej lubimy odwiedzać. Opisano w niej obszernie nie tylko przypadek Malezji, ale i Singapuru, Indonezji, Tajlandii, Filipin, Kambodży i Wietnamu oraz Laosu.
Pałacyk z czasów kolonialnych – obecna siedziba Centrum Turystycznego w Kuala Lumpur
Adam W. Jelonek uważa przede wszystkim, że nie wolno patrzyć na Azję Południowo-Wschodnią z europejskiego punktu widzenia. Nie wolno więc mówić o Malezji np. jako o kraju „łagodnego autorytaryzmu”. Widać tam co prawda „wyjątkową żywotność instytucji demokratycznych” , ale „demokratyczne ideały i demokratyczna praktyka wydają się wciąż sferą politycznej science fiction ”. Podstawowe instytucje zachodniej demokracji, jak np. wybory powszechne, Malezja odziedziczyła po brytyjskich rządach kolonialnych. Chociaż instytucje te przetrwały ponad 60 lat, to ogół obywateli jak i elity tego kraju mieli dosyć ograniczone doświadczenie z prawdziwą demokracją. Niosła ona z sobą tylko „posmak pewnej egzotyki”. Administracja kolonialna zawsze pozostawała w dużej mierze autorytarna i scentralizowana.
Malezyjska społeczność do dzisiaj pozostaje pod silnym wpływem tzw. azjatyckich wartości, które opierają się w dużej mierze na lojalności tylko wobec własnej grupy etnicznej (w Malezji dominują 3 takie grupy – Malajowie – 54% ludności, Chińczycy – 25% i Hindusi – 8%), przy jednoczesnym braku zaufania do rządu i unikaniu indywidualnej czy zbiorowej odpowiedzialności za szerszy ogólnonarodowy interes publiczny.
W dodatku w poszczególnych wspólnotach etnicznych, a zwłaszcza dominującej malajskiej, utrwaliła się „paternalistyczna tradycja władzy”. Duża część obywateli daje tradycyjnie przyzwolenie na różnego rodzaju ograniczenia swojej wolności z przekonaniem, iż jest to w ich interesie dla dobra i bezpieczeństwa, oczekując w zamian pomocy ze strony bardziej światłych od nich patronów stojących na czele danej grupy etnicznej. We wspólnotach malajskich z sułtanami na samym szczycie hierarchii występował np. „obowiązek lojalności wobec władcy, nawet jeśli ten był zły, nieudolny czy niesprawiedliwy wobec swego ludu”.
Fragment historycznej zabudowy kolonialnej Kuala Lumpur, jaka przetrwała w otoczeniu wieżowców
Adam W. Jelonek zauważa jednak, że w świadomości malezyjskich elit pojawia się już pewien trend „w kierunku jakiejś formy demokracji”, bo nie neguje się tu wyraźnie zachodniego modelu demokracji. Nie do końca jednak wiadomo, jak ta forma powinna wyglądać finalnie. Obecny premier Mahathir Mohamad wydaje się być zafascynowany rozwiązaniami japońskimi. Azjatyckie odmienności ustrojowe „mogą nie tylko przetrwać, ale nawet umocnić się w wyniku zachodzących procesów modernizacyjnych”. I ta prognoza sprawdza się znakomicie w przypadku najnowszych wydarzeń w Malezji. Obserwatorzy tamtejszej sceny politycznej dosyć zgodnie uważają, że nie ma tam silnego związku między formami demokracji a sukcesami gospodarczymi.
Mimo zwrotu politycznego bez użycia siły, dokonanego za pomocą reguł demokratycznych, obserwujemy tam tylko nadzwyczajną zamianę miejsc pomiędzy partiami i starymi liderami w parlamencie. Los kraju nie wydaje się zależeć od jakichkolwiek mechanizmów kontroli społecznej wbudowanych w system władzy, ale bardziej od wiary w opatrznościową rolę patrona politycznego, który najlepiej rozumie potrzeby ludu i którego nieprzypadkowo dręczą wyrzuty sumienia po nocach. Także i młodzież, która tak entuzjastycznie poparła rządy starca, zdaje się z optymizmem wierzyć w sumienie i patriotyzm jednego człowieka. W demokracji po malezyjsku nie występują więc na razie żadne trwalsze mechanizmy zabezpieczające przed kolejnym zwrotem akcji. A zresztą na jakiej podstawie Azjaci mieliby wzorować się na Europie, skoro ta sama od kilku lat przeżywa poważny kryzys demokratycznych instytucji. Przecież jeszcze do końca nie wiadomo, jak poprawić naszą demokrację, aby zabezpieczyć ją przed wszelkiej maści autokratami i manipulatorami opinii społecznej, których nie stać nawet na jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Bliźniacze wieżowce (Petronas Tower) – symbol nowoczesnego centrum Kuala Lumpur. W latach 1998 – 2004 były najwyższym budynkiem na świecie. Projektował je słynny architekt amerykański pochodzenia argentyńskiego Cesar Pelli
Zdjęcie na stronie tytułowej: Kuala Lumpur – fragment starej zabudowy przy placu Merdeka, który jest sercem dawnego kolonialnego dystryktu
Dodaj komentarz