Po wylądowaniu na Gwadelupie poczuliśmy się jak we Francji. Całkiem przyzwoite drogi,a nawet autostrada w okolicach lotniska, wszędzie billboardy promujące francuskie produkty łącznie z bielizną damską. Luksusowe jachty. Francja elegancja! Samochody oznakowane FR. Ceny oczywiście w Euro, no i policjanci we francuskich mundurach – tyle tylko że hebanowo czarni. Ponad 90% spośród 400-tysięcy mieszkańców to potomkowie dawnych niewolników, głównie z czarnej Afryki. I wszyscy posiadają francuskie obywatelstwo oraz paszporty Unii Europejskiej. Już po pierwszych godzinach pobytu na Gwadelupie zaczęliśmy się zastanawiać, czy wybraliśmy dobry kierunek podróży.
Łagodny klimat i bajeczne plaże
Tak piękne, czyste i prawie puste plaże nie są tutaj rzadkością
Dopiero w kolejnych dniach klisza Unii Europejskiej zaczyna stopniowo ustępować, w miarę jak poddajemy się pięknu i różnorodności tutejszej egzotycznej natury.
Są tu bowiem i góry z ciepłymi źródłami i licznymi wodospadami, atrakcyjne parki botaniczne, piaszczyste – białe lub pomarańczowe plaże, fiordy od strony Atlantyku, urokliwe wysepki z miejscami do snorkellingu, plantacje oraz przetwórnie trzciny cukrowej, kawy, kakao czy destylarnie rumu. Na nudę nie można więc narzekać – jest w czym wybierać. W dodatku pogodę mamy wymarzoną, jest pora sucha i nie ma nadmiernego upału – tylko 26-28 stopni, chociaż nocami zdarzają się ulewy. Atlantyk wpływa tu wyraźnie na złagodzenie temperatur.
Les Saintes – widok na zatokę z luksusowymi jachtami
Zatrzymaliśmy się w małej nadmorskiej wiosce Saint Felix we wschodniej części wyspy tzw. Grand Terre .Wynajęliśmy pokoje u Nadine, której babcia pochodzi z Polski z Ustrzyk Dolnych. Nadine nie mówi już nic po polsku, ale pamięta dobrze wakacje spędzone u rodziny w Bieszczadach jeszcze w czasach komuny, gdy niczego nie można było dostać w sklepach. Być może dlatego zrobiła nam miłą niespodziankę – lodówka była pełna produktów spożywczych – jakby na wspomnienie tamtego trudnego okresu. Może Nadin nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo zmieniła się w międzyczasie Polska.
Zaletą wybranej kwatery jest to, że mieszkamy w sąsiedztwie najpiękniejszych plaż na wyspie (w St.Anne i St.Francois). Plaże są łatwo dostępne, niemal puste mimo sezonu, no i czyste. Można tu kąpać się w niemal krystalicznej wodzie. Żałujemy tylko, ze brak tutaj raf koralowych. Snorkelling można uprawiać albo na sąsiednich małych wysepkach lub w zachodniej części wyspy, gdzie zamierzamy spędzić ostatni tydzień wakacji.
Zachodnia część wyspy (Grand Terre) graniczy z Atlantykiem. Z tej strony nie ma już ładnych plaż, ale natura wynagrodziła to z nawiązką zapierającymi dech widokami na klifowe wybrzeże. Odkąd zwiedziłem słynne parki w Arizonie i w Utah, mam zawsze słabość do monumentalnych dzieł natury, których proces tworzenia sięga milionów lat. Chyba żaden wybitny artysta nie jest w stanie dostarczyć tylu przeżyć duchowych jak rzeźbione cierpliwie przez wieki pomniki przyrody.
Przygodę zaczynamy w Pointe des Chateaux na samym końcu spiczastego cyplu . Stąd rozciąga się wspaniała panorama na klify oraz skaliste bezludne wysepki wchodzące głęboko w morze, które układają się w ruiny jakiegoś tajemniczego średniowiecznego zamku z fundamentami zanurzonymi w morskich falach.
Pointe des Chateaux: panorama na klify oraz skaliste wysepki przypominające ruiny dawnego zamku
A potem przemykamy się naszym wypożyczonym Pegoutem wzdłuż plantacji trzcinowych w poprzek płaskiej Grande Terre , aby dotrzeć na północ do słynnej Bramy do Piekieł – Porte d’Enfer . Tym razem ukazuje się nam głęboko w ląd wcięta zatoka, zwieńczona po obydwu stronach pionowymi skałami . To są właśnie te gigantyczne wrota otwarte na Atlantyk. Wdzierające się z wielkim impetem w głąb zatoki fale z Atlantyku rozpryskują pianę o wysokie brzegi i potęgują ów piekielny nastrój miejsca. Czujemy siłę oceanu.
Brama do Piekieł: tu można poczuć prawdziwą siłę Atlantyku
Korki na drogach
Ale pojawiają się i nieprzyjemne niespodzianki. W w pobliżu większych miast – takich jak np. Glocier, Pointe de Pitre czy zaskakują nas tłok i korki na drogach. Będą nam one potem towarzyszyć prawie codziennie, zwłaszcza rano i po południu. Z powodu korków omal nie spóźniliśmy się na prom na Dominikę.
Dziwimy się, że na zatłoczonych szosach prawie nie widać skuterów czy motocykli, które w krajach azjatyckich są znakomitym środkiem lokomocji ułatwiającym ruch w podobnych warunkach klimatycznych. Tymczasem tutaj tubylcy ślepo naśladują zwyczaje z Europy Zachodniej, każdy chce przemieszczać się wyłącznie własnym autem. Czyżby auta były na tej pięknej wyspie prawdziwą namiastką i symbolem prestiżu dla czarnych mieszkańców?
Odpowiedź na wiele pytań, jakie sobie zadajemy zwiedzając wyspę, znajdujemy w esejach Vidiadhara Surajprasada. Naipaula, wybitnego pisarza pochodzącego z Karaibów ( urodził się i wychował na Barbadosie). A oto jedna z jego refleksji nt. czarnych mieszkańców Karaibów: „Największą krzywdą, jaka wyrządziło Murzynowi … niewolnictwo” jest to, że m.in.” wszczepiło mu ideały białej cywilizacji.” Ale po emancypacji (jako niewolnik był pozbawiony chrześcijaństwa, edukacji i rodziny) nie był w stanie przyswoić sobie szybko tych zdobyczy – w rezultacie czego rozkoszuje się zaledwie „małpowaniem drobnych uroków cywilizacji”, naśladuje biernie kulturę białych. Pisarz ma chyba rację, bo śladów takiego naśladownictwa (zresztą wspomaganego polityką metropolii) można spotkać na Gwadelupie w wielu miejscach – w coraz liczniejszych supermarketach, akcjach promocyjnych, w ubiorach mieszkańców czy betonowych, koszmarnych willach na wzór europejski.
Jeszcze nie zadeptane piękno
Jeżeli szukać na Gwadelupie jakiegoś pozytywnego wpływu francuskiej metropolii, jest nim na pewno utrzymanie w ryzach ochrony środowiska i powstrzymanie tak uderzającej w Azji destrukcji przyrody wynikającą z biedy i słabego wykształcenia (np. koszmarnie zaśmiecone wybrzeża Indonezji). A tego obawialiśmy się najbardziej, wybierając się na Karaiby.
Najpiękniejsza plażą na Gwadelupie jest bez wątpienia Grand Anse – z pomarańczowym piaskiem
Plaże na Gwadelupie na szczęście nie przekształciły się jeszcze w osiedla betonowych apartamentowców i sieciowych hoteli. Królują tu małe pensjonaty dla rodzin i indywidualnych turystów. Wyspa nie stała się bazą masowej turystyki tak jak podobno pobliska francuska wyspa Martynika, gdzie aż roi się od luksusowych hoteli typu inclusive i zamkniętych plaż. Żałuję ,że nie udało mi się definitywnie ustalić, czy jest to całkowicie zasługa lokalnych władz francuskich czy być może kalkulacji inwestorów z branży turystycznej, którym trudno byłoby o satysfakcjonujący wskaźnik zwrotu, skoro płace są tu niemal takie same jak we Francji.
Infrastruktura komunalna jest już zbliżona do standardów francuskich, nie widywaliśmy tu dzikich wysypisk ani też nielegalnych rur ze ściekami wyprowadzanymi prosto do morza. Być może dlatego udało się tu zachować jeszcze harmonię między rosnącą liczbą ludności a otaczającą przyrodą. Plaże nie są notorycznie zaśmiecane, o ich stan dbają codziennie specjalne służby komunalne .
Brunatne wodorosty atakują!
Gnijące brunatne algi zaczynają atakować plaże Gwadelupy
Niedaleko od brzegu w Porte d’Enfer ( przy Bramie do Piekieł) pocztówkowe ujęcie w obiektywach aparatów zakłóciły nam zagadkowe ciemnobrązowe wysepki, pływające po morzu, a może już zbliżające się do lądu. Zagadkę rozwikłaliśmy dopiero po wycieczce do Sainte Anne, gdzie od jednej z plaż unosił się w powietrzu odór przypominający zapach zepsutych jajek. Okazało się, że te przykre „zapachy” pochodzą od gnijących brunatnych alg nazywanych też wodorostami z Morza Sargassowego, wyrzuconych na brzeg przez fale morskie w ubiegłym roku. Nie usunięte na czas, wydzielają siarkowodór i stają się przekleństwem dla mieszkańców jak i turystów. To zupełnie nowe zagrożenie dla naturalnego piękna na wyspie. Nie powstało z winy mieszkańców Gwadelupy czy z zaniedbań miejscowych władz, ale jest skutkiem globalnej destrukcji ekologicznej w regionie. Najprawdopodobniej jest to efekt użyźniania wód morskich przez rosnącą ilość nawozów spływających rzekami w Brazylii – tu rolnictwo przeżywa ostatnio gwałtowny rozkwit.
Z portalu „Caribbean News Now! „dowiaduję się , gruba warstwa wodorostów pokryła wiele słynnych karaibskich plaż na Dominikanie, Barbados a nawet na wybrzeżu Meksyku i że coraz częściej turyści z tego tylko powodu rezygnują z planowanych wakacji. Właścicielem jednej z wysp karaibskich (Moskito Island) jest angielski miliarder i filantrop Richard Branson , którego firmy włączyły się aktywnie w akcje ratunkową. Na razie finansowane są z jego udziałem szeroka akcja informacyjna nt. zagrożenia oraz pomysł wykorzystania wodorostów jako pasza dla zwierząt hodowlanych.
Tę iguanę sfotografowaliśmy tuż przy plaży
Pieniędzy nie zabraknie, wystarczy ogłosić strajk
Gwadelupa co roku otrzymuje potężne dotacje od rządu francuskiego. Gdy w roku 2009 zabrakło w budżecie pieniędzy, a ceny zbyt mocno poszybowały w górę, ogłoszono strajk generalny. Trwał on 44 dni, sparaliżował całkowicie życie na wyspie, doszło nawet do starć z policją, ale protesty zakończyły się ugodą. Podniesiono płacę minimalną, zmuszono przedsiębiorców do obniżek cen podstawowych produktów.
Reporter France24 przepytywał niedawno mieszkańców Gwadelupy, czy w ciągu minionych 5 lat od pamiętnych strajków polepszyła się ich sytuacja ekonomiczna. Otrzymał odpowiedź, że niewiele się zmieniło w międzyczasie, ceny artykułów konsumpcyjnych nadal szybują w górę. Dziennikarz porównywał ceny niektórych produktów, np. dezodorantów i żelu pod prysznic, okazały się na Gwadelupie nawet o 70 i 100 procent wyższe niż we Francji. Najbardziej wymowne są jednak wysokie ceny słodyczy, w większości sprowadzanych z Francji. Gdy tymczasem cukier z trzciny cukrowej jest tu tradycyjnie ważnym produktem eksportowym. Niestety, nikomu nie opłacało się tu dotychczas zainwestować w fabryki przetwarzające ten lokalny surowiec na lokalne słodkie smakołyki. Ponieważ bezrobocie jest na wyspie w dalszym ciągu wysokie (ponad 20 %), w najbliższych latach można spodziewać się na wyspie kolejnych protestów przeciw drożyźnie.
Wygląda na to, że utrzymywanie współczesnej kolonii sporo dzisiaj kosztuje. Natomiast rząd w Paryżu niewiele zrobił w kierunku, aby wyspa stała się bardziej niezależna ekonomicznie od subwencji , a jej mieszkańcy bardziej samodzielni zawodowo. Preferowane jest podejście socjalne, które jak dobrze wiemy, skutkuje w praktyce postawami roszczeniowymi. W taki sposób utrwalane są też dawne zachowania z czasów niewolnictwa, no i oczywiście utrwalany jest stereotyp o lenistwie czarnych.
Stoisko z lodami wyrabianymi na miejscu w tradycyjny sposób
Nauczycielki pilnują niesfornych chłopców podczas wycieczki po Le Moule
Lenistwo czy slow life?
W Port Luis jedliśmy obiad w lokalnej, bardzo drogiej restauracji, gdzie 3-daniowe danie dnia z rybą kosztowało aż 20 euro. Ryba była kiepsko przygotowana i przypalona. Sztućce otrzymaliśmy dopiero po interwencji, a o przystawkach w ogóle zapomniano mimo iż były wymienione w menu. Gdy próbowaliśmy się o nie upomnieć, kelnerka odpowiedziała, że w kuchni zabrakło już produktów. Gdy poirytowani wsiadaliśmy do auta, dopadł nas zdyszany właściciel albo może i sam szef kuchni, który wsunął nam przez okno pudełko z jakimiś smażonymi warzywami w cieście, naprędce przyszykowanymi w kuchni. Nawet były smaczne, przez co poprawiły nam się nieco nasze humory. I to był chyba jeden z największych zrywów biznesowej aktywności wśród tutejszej ludności, jakiego byliśmy naocznymi świadkami.
Podczas pobytu na Gwadelupie odnosiliśmy wrażenie, że nie zagościł tu jeszcze wyraźny duch przedsiębiorczości , z jakim spotykaliśmy się np. na sąsiedniej wyspie Dominica. Jakość usług była na ogół przeciętna. Jeżeli np. restauracja czymś się wyróżniała, była prowadzone zazwyczaj przez białych .
Dziwiło nas czasem,że w miejscach, które wprost czekały na zrobienie biznesu, nie było w ogóle chętnych. Jeden dzień spędziliśmy na plaży na małej urokliwej wysepce Ilet Gosier , na którą jedzie się łódką za 5 euro w obydwie strony. Tam też postanowiliśmy zjeść obiad, na który czekaliśmy w bardzo długiej kolejce ponad 2 godziny. Działała tam tylko jedna restauracyjka, która nie miała nawet toalety. Mimo iż był weekend, nikt nie chciał zarobić na plażowiczach.
Wysepka Ilet Gosier , na którą jedzie się łódką za 5 euro w obydwie strony
Rybak na plaży sprzedał nam lokalną rybę, którą upieczemy sobie na kolację
Ale to jest nasza opinia ludzi ukształtowanych już Europie, wychowanych w etosie pracy i wolnej konkurencji. Może niesprawiedliwa, bo tylko pogłębiająca stereotypy o czarnych mieszkańcach. I znowu sięgamy do naszego najlepszego przewodnika po Karaibach S.V.Naipaula, który przypomina nam, że w tutejszym klimacie ludzie chcą żyć inaczej, w rytmie dostosowanym do ich natury, do otaczającego środowiska. Wolą świadomie mniej pracować i zarabiać, aby mieć więcej czasu na smakowanie życia.
Basse Terre – góry i wodospady
Najdłuższy z 3 wodospadów Les chutes du Carbet
Zachodnia część wyspy nazywa się Basse Terre i jest także bardzo malownicza i urozmaicona. To górzysta kraina, obfitująca w chłodne jeziorka i wodospady, prawie cała porośnięta lasami deszczowymi z najwyższym szczytem wulkanicznym La Soufriere (1407 m npm.). Ale i posiadająca też piękne plaże z miejscami do snorkellingu. Tę część wyspy penetrowaliśmy z miejscowości St.Rose, gdzie wynajmowaliśmy mieszkanie u pary francusko-gwadelupskiej Alice i Emila. Tym razem do naszych okien zaglądał Ocean z plantacją trzciny cukrowej w tle.
Do naszych okien zaglądał ocean z plantacją trzciny cukrowej na pierwszym planie
Różowy kwiat imbiru zawsze będzie się nam kojarzył z Gwadelupą
W Muzeum Czekolady można sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie w strojach plantatorów
W tropikach największą frajdę sprawia kąpiel w wodospadach i górskich rzekach. Jest bardziej orzeźwiająca niż w wodzie morskiej i zawsze głęboko zapada w pamięć. Zawsze będę pamiętał smak kąpieli w górskiej rzece Melinau na Borneo i w paru innych egzotycznych miejscach. Podobnych miejsc na Gwadelupie jest kilka. Odwiedziliśmy najpierw niewielką Cascade aux Ecrevisses, do której łatwo dojechać z głównej drogi prowadzącej z Mahaut do Pointe a Pitre. Tutaj też mimo weekendu tak samo jak i na większości plaż nie spotykaliśmy tłumów. Zwiedzającymi były przede wszystkim rodziny Francuzów, często z dziećmi spędzające wakacje.
Wyprawa do najsłynniejszych 3 wodospadów Le chutes du Carbet wiązała się z dłuższa eskapadą niemal na kraniec Basse Terre. Wymagała potem parogodzinnej pieszej wędrówkę w górę dżungli. Trudnej, bo w deszczu, który dopadł nas z malutką Gają w połowie drogi. Deszczu typowego dla lasu deszczowego, jak głosi jego nazwa. Musieliśmy więc wycofać się w połowie trasy, żałując tego, że nie dotarliśmy do progu najdłuższego z 3 wodospadów Les chutes du Carbet i ciesząc się, że zdołaliśmy tylko zobaczyć z bliska ten najmniejszy.
Najpiękniejsza plażą na Gwadelupie jest bez wątpienia Grand Anse z pomarańczowym piaskiem i tam właśnie najbardziej lubiliśmy chodzić na kąpiele. Tutaj w weekendy przyjeżdżało relatywnie najwięcej ludzi, ale i tak nie można było mówić o jakimś tłoku na plaży, z jakim można się spotkać w Polsce. Natomiast najlepszym miejscem do snorkelingu była oczywiście Plage de Malendure , z której organizowane są parę razy dziennie wyprawy dla nurków na pobliską Ilets a Pigeon. To tu w ocenie Jacquesa Cousteau, słynnego badacza głębin morskich znajduje się jedno z 10 najpiękniejszych miejsc podwodnych na świecie. Ten słynny badacz doczekał się oryginalnego pomnika ustawionego kilkanaście metrów pod wodą niedaleko wspomnianej wysepki.
Rum – bardzo krwawa historia
Być na Gwadeupie i nie odwiedzić jednej z tutejszych destylarni rumu, byłoby niewybaczalnym błędem. Tym bardziej że najsłynniejsza z nich produkująca rum Reimonenq znajdowała się niedaleko naszego domu w St. Rose.
Dawne urządzenia w destylarni rumu Reimonenq w Saint Rose
Ogromne pola porośnięte wysoką trzciną cukrową (o tej porze zieloną) towarzyszyły nam niemal wszędzie podczas wycieczek. Jadwiga, jak twierdzi, poczuła do nich nawet pewien sentyment, zrobiliśmy sobie wspólne rodzinne zdjęcie na tle dawnej plantacji. Tymczasem pole trzcinowe musi się tutejszym mieszkańcom kojarzyć nierozłącznie z krwawą epoką niewolnictwa i dramatem ich przodków. Tak jak i niewolnicy roślina nie pochodziła z Ameryki Łacińskiej , ale została sprowadzona z Europy przez żeglarzy Krzysztofa Kolumba pod koniec XV wieku ( z kolei do Europy przywieźli ją z kolei kupcy arabscy aż z Nowej Gwinei w Azji). To właśnie do uprawy trzciny niezbędna była tania siła robocza. Gdy okazało się, że na miejscu nie nadają się do pracy fizycznej miejscowi Indianie, zaczęto więc sprowadzać niewolników z Czarnej Afryki.
Rum nie był zasadniczym celem uprawy trzciny cukrowej – pojawił się nieco później (około połowy XVI wieku) jakby przy okazji, a do jego spopularyzowania przyczynili się potem najbardziej żeglarze oraz piraci. Trunek znosił dobrze wielomiesięczne podróże morskie w przeciwieństwie do wina i piwa, które szybko kwaśniały. Wygląda na to, że rum na statkach stał się symboliczną nagrodą za sprowadzenie na Karaiby sadzonek trzciny cukrowej.
Gwadelupa słynie z wysokiej jakości rumu, który jest wytwarzany ze świeżo wyciskanego soku z trzciny cukrowej ,a nie z melasy powstającej podczas produkcji cukru . Rum Reimonenq z destylarni w Saint Rose ( znajdującej się w rękach francuskiej rodziny Reimonenq od roku 1916) , którą właśnie pewnego deszczowego dnia postanowiliśmy odwiedzić , pochodzi bezpośrednio z plantacji otaczającej fabrykę i muzeum. Sam proces produkcyjny jest prosty. Fermentacja soku trzcinowego zachodzi w metalowych kadziach i trwa od 12 do 24 godzin. Destylacja odbywa się w unikatowych kolumnowych pojemnikach, przy czym alkohol jest parokrotnie destylowany, aby w ten sposób otrzymać najwyższą jakość trunku. Potem rum leżakuje parę lat w beczkach dębowych aż nabierze właściwego aromatu.
Lubię muzea, w których można coś własnymi rękami wypróbować albo wręcz skonsumować. W tym muzeum kosztowanie różnych gatunków rumu należy do obowiązków, które skwapliwie wypełniliśmy. Trzeba jednak dbać o nieprzekraczanie pewnej granicy, uniemożliwiającej nam ciąg dalszy zwiedzania. A były przecież jeszcze do podziwiania niezwykła kolekcja motyli i owadów tropikalnych oraz kilkadziesiąt modeli starych statków żeglarskich łącznie z kopią floty Krzysztofa Kolumba, która odkryła Amerykę.
Właściciele destylarni zgromadzili piękną kolekcję miejscowych motyli
Czy Francuzi ponieśli klęskę?
Zdaniem brytyjskiego pisarza Naipaula (laureata nagrody Nobla z 2001 r.) Francuzi ponieśli na Karaibach zdecydowana klęskę kulturową. Poniższy cytat dotyczy co prawda Martyniki, którą pisarz odwiedził w roku 1970, ale w równej mierze odnosi się też i do pozostałych wysp francuskich: „Polityka asymilacji, w zamyśle idealistyczna i szlachetna, przyniosła niefortunne skutki…. nie przekształciła wysp w integralną część zamożnej Francji, lecz zredukowała je „do stanu bezradnej kolonii, gdzie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej agent handlowy jest królem.”
Te słowa napisane w roku 1970 okazały się prorocze do dziś. W roku 2009 wybuchł na Gwadelupie strajk generalny głównie z powodu zbyt wysokich cen windowanych przez pośredników handlowych importujących towary z Francji. Okazuje się, że na gospodarce Gwadelupy trzyma rękę garstka białych „agentów handlowych” (około 1000 osób), których większość jest w prostej linii potomkami dawnych kolonizatorów i to właśnie oni najbardziej przyczyniają się do utrwalania dawnego poczucie krzywdy wśród potomków niewolników. Gwadelupianie co prawda czują się Francuzami, ale tylko wtedy, gdy zajrzą do swoich paszportów. Natomiast na wyspie pozostają się nadal „czarnymi” jak za dawnych czasów. I nic to, że wyspa ma swojego ministra w Paryżu odpowiedzialnego wyłącznie za do zajmowania się tymi terytoriami zamorskimi. I to, że biorą udział w wyborach i mają nawet swoich posłów w paryskim Zgromadzeniu.
Jeszcze w latach 80-ych na wyspie działały ruchy niepodległościowe, niewątpliwie był to wpływ kubańskiej rewolucji. W trakcie protestów 2009 roku nikt już nie śmiał wysuwać takich haseł. Czarni mieszkańcy otrzymawszy solidną edukację publiczną przejrzeli w międzyczasie na oczy – po co brać na siebie ryzyko i odpowiedzialność samodzielnych rządów, skoro o wiele łatwiej i wygodniej jest żyć na garnuszku Paryża.
Trzeba jechać na Karaiby, aby odkryć ,że niektóre kraje zachodnioeuropejskie utrzymują tam nadal swoje kolonie. Dla zmylenia tropu nazywają się one dzisiaj terytoriami lub zbiorowościami zamorskimi.
Le Moule: architektura z czasów kolonialnych
Bardzo fajnie napisane. Trafne komentarze. Za dwa dni lecimy rodzinka na Gwadelupe 😉
Dzięki za lekturę. Po powrocie napisz parę zdań czy te moje obserwacje są nadal aktualne. A może Cię jeszcze coś zaskoczyło? Życzę udanego urlopu.
Pozdrawiam
Janusz